PŚ w Lahti. Dawid Góra: Spokój i... niepokojące słowa Adama Małysza

Niedzielny konkurs w wykonaniu Polaków był jednym z najsłabszych w tym sezonie. To jeden z ostatnich momentów, kiedy możemy pozwolić sobie na wpadki. Potem każdy błąd może wejść w nawyk. Powrót do formy może być trudniejszy niż jej utrzymanie.

Dawid Góra
Dawid Góra
Kamil Stoch PAP/EPA / KIMMO BRANDT / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Co prawda aż sześciu Polaków awansowało do drugiej serii konkursu indywidualnego w Lahti, ale do pierwszej dziesiątki nie wskoczył żaden z naszych. Na pewno jesteśmy przyzwyczajeni do lepszych wyników. W niedzielę najlepszy z Polaków, Piotr Żyła, zajął 11. lokatę. Andrzej Stękała był 15., a Kamil Stoch 16. 22., 23., 29. i 32. miejsca to wyniki kolejno Jakuba Wolnego, Dawida Kubackiego, Aleksandra Zniszczoła i Pawła Wąska.

Na razie nie ma powodów do zmartwień. Rywalizacja w sobotnim konkursie drużynowym z perspektywy polskiego kibica wyglądała przecież znacznie lepiej. Fakt, w trakcie konkursu wpadliśmy w dołek, przez który do samego końca trzeba było mocno siłować się z resztą stawki. Ostatecznie jednak Polacy wywalczyli drugą pozycję ze stratą tylko 5,9 punktu do Norwegów. Indywidualnie też było w porządku - Stoch w nieoficjalnej klasyfikacji zajął przecież trzecie miejsce. I to po dwóch równych skokach, co w tej dyscyplinie jest niezwykle istotne.

Wysokiej dyspozycji nie traci się tak łatwo. Trudniej jest raczej wejść na szczyt niż gwałtownie z niego spaść. W skokach bowiem ważny jest automatyzm i przyzwyczajenie. Nawyk określonej pozycji najazdowej czy ustawienia w locie sprzyja dalekim skokom.

ZOBACZ WIDEO: Skoki. Na taką drużynę czekaliśmy od lat? "Zawsze patrzyłem z zazdrością na Norwegów"

Niestety ta zasada działa też w drugą stronę. Łatwo wejść bowiem również w nawyk określonego błędu. Potem jego eliminacja może potrwać długo. Zbyt długo, choćby w kontekście mistrzostw świata, które rozpoczną się przecież już za nieco ponad miesiąc.

Niepokojące są też słowa Adama Małysza. Dyrektor w Polskim Związku Narciarskim zaraz po konkursie napisał na Facebooku: "Niespodziewane zakończenie konkursu w Lahti. Wydawało się, że Granerud skacze poza zasięgiem rywali i spokojnie obroni pierwsze miejsce. Tymczasem przez problem z lądowaniem nie stanął nawet na podium. Polacy też nie będą mieli dobrych wspomnień z tych zawodów. Wypadli przeciętnie, po raz pierwszy od dawna żadnego z naszych reprezentantów nie było w najlepszej dziesiątce. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy dołek, a nie początek jakichś większych problemów."

Chodzi o koniec wpisu - "Mam nadzieję, że to tylko chwilowy dołek, a nie początek jakichś większych problemów.". Oczywiście nie ma sensu łapać za poszczególne słowa i na ich podstawie po omacku snuć hipotezy. Prawdą jest jednak, ze Małysz zawsze z optymizmem podchodził do wyników reprezentantów Polski. Tym razem zakłada, że "większy problem" jest możliwą przyczyną słabszych skoków.

Ale spokojnie. Jeśli chwilowe problemy mają sprawić, że Polacy zwrócą jeszcze baczniejszą uwagę na małe błędy, a nieco słabsze rezultaty wzbudzą w nich sportową złość, to zawody w Lahti były potrzebne. "Sprawdzam" będzie można powiedzieć w Willingen. Dobra forma zaprezentowana w Niemczech rozwieje wszelkie wątpliwości. Oby więc czas okazał się sprzymierzeńcem naszych skoczków.

Słabszy występ Polaków w Lahti odbił się na lokatach w klasyfikacji generalnej >>
Wzrosła strata Polaków w Pucharze Narodów. Norwegowie uciekają >>

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×