Pięć lat temu Maciej Kot cieszył się z największych sukcesów w swojej karierze. Wygrał dwa konkursy Pucharu Świata, a z kolegami został drużynowym mistrzem świata. Kolejne sukcesy miały być tylko kwestią czasu. Zamiast progresu przyszedł jednak regres. I to duży regres.
Z roku na rok było coraz słabiej. Po wyjściu z progu Macieja Kota wykręcało i dramatycznie tracił na odległościach. Zamiast walczyć o miejsca na podium, celem stały się pozycje w trzydziestce. Później i z tym był już problem. Stracił miejsce w Pucharze Świata i częściej jeździł na zawody drugoligowe.
Rewolucja, a nie ewolucja
Zostało tylko jedno wyjście - rewolucja szkoleniowa. Maciej Kot pozostał w głównej kadrze, ale nie trenuje pod okiem Michala Doleżala. Przygotowuje się indywidualnie, a jego trenerem jest brat, były skoczek, Jakub Kot.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz skok znanego dziennikarza telewizyjnego. Skok... narciarski!
- Współpracuje nam się znakomicie. To inny model współpracy niż z dotychczasowymi trenerami. Dużo rozmawiamy, podejmujemy wspólnie decyzje, ale czasami to do Kuby - jako szefa - należy ostatni głos. Z bratem ciągle pchamy przysłowiowy wózek w tą samą stronę. Przejrzystość pracy i nasza komunikacja jest na wysokim poziomie - zapewnił Maciej Kot.
Zaryzykował. Nowy model pracy ma pozwolić mu wrócić do świetnych skoków z przełomu 2016 i 2017 roku. Latem było kilka przebłysków lepszej formy, ale wciąż brakuje stabilizacji na wysokim poziomie. Dlatego Macieja Kota zabraknie w dwóch pierwszych weekendach sezonu, konkursach Pucharu Świata w Niżnym Tagile i Kuusamo.
- Nie jestem zaskoczony tą decyzją. Trenerzy nie wybierają składu na inaugurację PŚ po ostatnim zgrupowaniu. Patrzą na całokształt, jaką formę zawodnik prezentował przez cały okres przygotowawczy. Mój poziom skoków wciąż nie jest taki, jakiego bym oczekiwał. Dlatego lepiej, że zostanę w kraju, będę mógł trenować i dobrze przygotować się do konkursów w Wiśle - podkreślił.
Piotr Żyła motywacją
30-latek dobrych wyników potrzebuje jak ryba wody. A co jeśli dalej ich nie będzie? Czy to będzie decydujący sezon dla jego dalszej kariery?
- Lat mi nie ubywa. Ostatnie miesiące nie są dla mnie łatwe. Straciłem wsparcie większości sponsorów. To trudna sytuacja dla zawodnika, który ma żonę, dziecko, stara się być głową rodziny i zabezpieczyć ją finansowo. Najważniejsze, że cały czas mam jednak wiarę w to, co potrafię na skoczni. Nie straciłem, mimo słabych wyników w ostatnich sezonach, poczucia własnej wartości.
- Gdybym to stracił, to takiego wyzwania nie podjąłbym. Wierzę, że mogę wrócić na wysoki poziom, walczę o to z całych sił. Po sezonie usiądziemy z Kubą, trenerami i przeanalizujemy, czy zrobiłem postęp. Sam będę musiał sobie także odpowiedzieć na pytanie, czy skoki dalej sprawiają mi radość i dają satysfakcję. Na razie tak jest, dlatego nie martwię się na zapas. Nie nakładam sobie presji, że dla mnie obecny sezon to być albo nie być. Staram się brać przykład z Piotrka Żyły i podejść do tego wszystkiego na luzie.
TVN zamiast TVP
W najbliższych dniach Maciej Kot będzie trenował, a w weekend obejrzy przed telewizorem walkę o pierwsze pucharowe punkty Piotra Żyły i pozostałych kolegów z kadry. Konkursy zobaczy nie jak w ostatnich latach na antenie TVP, a w TVN.
- Dla nas, zawodników, to sprawa drugorzędna. Najważniejsze, żeby skoki pozostały w otwartej telewizji. Żeby nie były na kodowanym kanale lub dostępne po wykupieniu specjalnego pakietu. Od polityki się odcinamy i cieszymy się z tego, że skoki nadal będą pokazywane w otwartym kanale - podkreślił skoczek.
Kwalifikacje do pierwszego konkursu PŚ w Niżnym Tagile już w piątek 19 listopada o 16:30. Sobotnie i niedzielne zawody indywidualne zaplanowano na 16:00.
Czytaj także:
Pierwsze zawody na śniegu dla Austriaka. Błysk polskiego talentu
Michal Doleżal przedłuży kontrakt? Trener zabrał głos!