W sobotę Paweł Wąsek zdobył swoje pierwsze punkty w tym sezonie Pucharu Świata. Dzień później był również o krok od awansu do kolejnej serii. Na przeszkodzie stanęła jednak dyskwalifikacja za nieprzepisowy kombinezon.
Złości po decyzji kontrolerów nie ukrywał Adam Małysz. - Jesteśmy w szoku. Czujemy się, jakby nagonka była na nas. Piotrek (Żyła - przyp. red.) wczoraj po każdym skoku był kontrolowany, co się nie zdarza. Sztab przecież mierzy kombinezony. Dziś nawet dwa razy i wszystko wychodziło ok. To jest szok. Paweł mógł dziś dobre miejsce zająć - przyznał dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN w rozmowie z dziennikarzem Eurosportu.
Zdecydowanie spokojniej na dyskwalifikację zareagował trener Michal Doleżal. - Był pomiar przy udzie. Faktycznie tam trochę było za dużo. Jedno miejsce w kombinezonie, gdzie go złapali - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: Apoloniusz Tajner surowy w ocenie polskich skoczków. "Wydawało się, że gorzej być nie może"
W sobotę o kontrolach wspominał Żyła, który dwukrotnie pojawiał się na mierzeniu kombinezonu. Za drugim razem wyszedł z pomieszczenia po... 8 minutach. - Chyba zapomniał, bo sprawdzał to samo - mówił ze śmiechem polski zawodnik (więcej TUTAJ).
Przypomnijmy, że w niedzielę z powodu choroby zabrakło Kamila Stocha, który dzień wcześniej zajął trzecie miejsce. - Mogłaby się zacząć już nowa era. Wydawało się, że już jest ok, to Kamila choroba położyła. Cały czas jest jakiś pech, ale to się musi skończyć - dodał Małysz.
Legendarny skoczek wierzy, że Stoch będzie już do dyspozycji trenera na następnych zawodach w Engelbergu. - Miejmy nadzieję, że lekarze go postawią na nogi i Kamil będzie mógł startować. Oby chłopaki, którzy trenowali w Ramsau, też się odbudowali - stwierdził 44-latek.
Czytaj też: Kontrowersyjna decyzja jury. "Jesteśmy niesprawiedliwie traktowani"