Miał pęknięty kręgosłup i otarł się o śmierć. Jest faworytem do złota

Instagram / Na zdjęciu: Oskar Kwiatkowski
Instagram / Na zdjęciu: Oskar Kwiatkowski

Oskar Kwiatkowski chwile grozy przeżył w 2016 roku. Polak uległ poważnemu wypadkowi i cudem uszedł z życiem. - Kręgosłup był pęknięty w dwóch miejscach. Myślałem, że to koniec - wspomina w rozmowie z nami. W niedzielę powalczy o medal.

W tym artykule dowiesz się o:

Medal Kwiatkowskiego dla Polski w trwających właśnie w Gruzji mistrzostwach świata jest bardzo prawdopodobny. W ostatnich tygodniach nasz zawodnik prezentował znakomitą dyspozycję i dwukrotnie triumfował w zawodach Pucharu Świata.

Andrzej Podgórski, WP Sportowe Fakty: Jak pamiętasz 10 lutego 2016 roku?
Oskar Kwiatkowski, polski snowboardzista

: Zderzyłem się czołowo z autobusem. Tak naprawdę to była moja wina, bo wjechałem na drugi pas jezdni. Miałem kręgosłup pęknięty w dwóch miejscach, złamanych siedem żeber i pękniętą obręcz biodrową. Świadomość odzyskałem na drugi dzień rano. Do dziś niewiele pamiętam z tego, co się stało.

ZOBACZ WIDEO: Tak wygląda w wieku 35 lat. Zdradziła receptę na niesamowitą figurę

Nie obawiałeś się, że to może być koniec twojej kariery? 

Szczerze mówiąc to nie, bo byłem bardzo zmotywowany. Już po sześciu dniach na własną prośbę opuściłem szpital. Lekarze ocenili mój stan jako dobry. Złamania, jakich doznałem, na szczęście nie wymagały operacji. Po prostu potrzebny był czas, aby się wszystko zrosło i zagoiło.

Ile zajęła ci rekonwalescencja?

Po kilku dniach wróciłem na stok. Trudno mi było bezczynnie siedzieć w domu. Byłem zmotywowany, bo za miesiąc miałem start w mistrzostwach świata juniorów. Moim celem była walka o medal, wiedziałem, że mnie na to stać, a miałem na to ostatnią szansę. Niestety nie dostałem pozwolenia od ortopedy na występ.

Do kolejnego sezonu mogłeś przygotowywać się bez przeszkód?

Na szczęście tak. Jedynie na początku miałem drobne komplikacje, ale nie wpłynęło to na moją dyspozycję.

A jak z ponownym prowadzeniem samochodu? Nie bałeś się wsiąść za kierownicę?

Ze szpitala odebrał mnie tata. Powiedziałem mu wówczas, że chcę wracać z Zakopanego do domu prowadząc auto. Wiedziałem, że im wcześniej poprowadzę samochód, tym lepiej. Myślę, że dzięki temu uniknąłem traumy.


Obecny sezon jest dla ciebie przełomowy. Jesteś liderem Pucharu Świata w gigancie, dwukrotnie wygrywałeś zawody. Jakie czynniki sprawiły, że jeździsz tak dobrze?

Tak naprawdę na te rezultaty złożyło się na wiele czynników. Mamy super sztab, ale już w poprzednich latach mieliśmy przebłyski i wyniki, które były obiecujące. Pokazywaliśmy wspólnie z Olą i Michałem, że potrafimy dobrze zjechać, ale brakowało nam tej regularności. Teraz warunki, którymi dysponujemy są optymalne. Czuję, że dzięki temu mogę się wspiąć na wyżyny i jest to mój optymalny rok.
Od tego sezonu w waszym sztabie zaszło sporo zmian. Serwismen na wyłączność, doświadczony trener ze Słowenii. Co to dla was oznacza?

Od początku sezonu mamy serwismena Tadeja Trdinę oraz asystenta trenera głównego - Izidora Sustersica, który jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem i doprowadził słoweńskich snowboardzistów do medali olimpijskich (Zana Kosira, Bora Mastnaka i Glorię Kostnik - przyp. red). Ponadto do naszego teamu dołączył fizjoterapeuta - Przemysław Buczyński, który pracował wcześniej z Maryną Gąsienicą-Daniel. Mamy super sztab, który wiele nam daje.

Jak ważny w snowboardzie jest własny serwismen? Rozumiem, że w poprzednich latach ze wszystkim musieliście sobie radzić sami?

Wcześniej było jak było. Z reguły sami smarowaliśmy sobie deski, a trener nam je ostrzył. Nie myśleliśmy o tym, że nie mamy serwismena tylko po prostu walczyliśmy i staraliśmy się sami wykonać naszą pracę jak najlepiej. Teraz gdy już mamy serwismena na wyłączność to nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak mogliśmy go nie mieć! Mamy teraz zdecydowanie więcej wolnego czasu i możemy go przeznaczyć na regenerację po zawodach i odpoczynek.

A jak doszło do tych reform? Przebłyski dobrej formy prezentujecie tak naprawdę od lat. 

Na Igrzyskach w Pekinie zarówno z Olą Król, jak i Michałem Nowaczykiem zajęliśmy lokaty w czołowej dziesiątce. Dodatkowo w poprzednim sezonie Ola wygrała jedne zawody Pucharu Świata, a ja stanąłem na podium. Myślę, że nasza trójka zapunktowała dość mocno i trener miał kartę przetargową, żeby walczyć o finansowanie dla nas, jak i zaplecze. Już pod koniec sezonu mówił nam, że prawdopodobnie będziemy mogli sobie pozwolić na trenera zza granicy oraz serwismena.

A czy pod okiem nowego szkoleniowca zmieniłeś coś w swojej jeździe?

Izidor pokazał mi kilka szczegółów i zwrócił uwagę na pewne drobiazgi, które pomogły mi uspokoić jazdę. Dzięki temu jeżdżę teraz dużo lepiej i szybciej.

Jaka atmosfera panuje w polskim zespole?

Świetna! Dla mnie ważne jest, żebyśmy się rozumieli w sporcie, ale także poza nim. Wszyscy dookoła dobrze się dogadujemy i jest to wszystko fajnie zazębione. Nasi trenerzy nawzajem się podziwiają, doceniają ciężką pracę naszego fizjoterapeuty i świetnie to wszystko działa.

Twoim największym rywalem na krajowym podwórku jest Michał Nowaczyk, który także potrafił już stanąć na pucharowym podium. Jest między wami przyjaźń czy rywalizacja? 

Znamy się i wspólnie trenujemy już wiele lat. Nie ma między nami żadnych zgrzytów. Z Michałem się kumplujemy, ale wiadomo, że jednocześnie ze sobą rywalizujemy. Wymieniamy się spostrzeżeniami i jesteśmy do siebie życzliwie nastawieni. Na treningach próbujemy się prześcignąć. Uważam, że jest to bardzo potrzebne, bo możemy się dzięki temu wzajemnie napędzać.

A jak pod kątem psychologicznym podchodzisz do rywalizacji z Michałem na zawodach? Jest to dla ciebie trudniejsze?

W Cortinie d’Ampezzo spotkaliśmy się z Michałem w 1/8 finału. Ściganie się z nim było dla mnie naprawdę bardzo trudne. Nie cieszyłem się z tego, że przeszedłem dalej. Nie chciałem na niego trafić i było mi przykro, że spotkaliśmy się tak szybko. Wolałbym z nim rywalizować w finale! To jest jednak indywidualny sport, ale my jako zawodnicy z jednego teamu musimy się wspierać.

Zostańmy przy sferze mentalnej. Masz za sobą znakomite tygodnie. Na zbliżających się Mistrzostwach Świata w Bakuriani będziesz jednym z faworytów do medalu. Jak się czujesz w takiej roli? Odczuwasz presję? 

Wpływa to na mnie bardzo budująco. Czuje, że coraz więcej osób się interesuje snowboardem i cieszy z moich sukcesów. W ogóle mnie to nie paraliżuje.
Myślę, że brak stresu może wynikać z tego, że jeszcze już od dłuższego czasu w Pucharze Świata. Pierwszy start miałem przecież w 2013 roku. Miałem sporo czasu na wdrożenie się, a presja i większe zainteresowanie ze strony kibiców i mediów dodaje mi tylko i wyłącznie energii.

W Pucharze Świata zadebiutowałeś dekadę temu, a na desce zacząłeś jeździć dużo wcześniej. Jak to się wszystko zaczęło?

W rodzinie nie ma sportowych historii, chociaż mój tata się profesjonalnie siłował na rękę. Poza tym nikt nie był zawodowym sportowcem. Jak byłem dzieckiem to zauważyłem snowboardzistów na stoku i byłem bardzo ciekawy tego sportu. Ojciec zabrał mnie na stok jak miałem 6 lat. Gdy nauczyłem się trzymać równowagę na desce to pokochałem ten sport. Zaczynam w rodzinie pasję snowboardową i teraz z moją siostrą Olimpią wspólnie ją dzielimy.

Twoja siostra zaczyna sobie coraz śmielej poczynać na stokach. Ostatnio wygrała zawody Pucharu Europy...

Bardzo się cieszyłem z jej sukcesu, bo brakowało jej takich sukcesów. Przed sezonem miała kontuzję. Przeszła zabieg usunięcia łękotki. Miała problem z kolanem i to był tak naprawdę jej drugi występ. Fajnie, że ma się z kim ścigać i na kim się wzorować. Liderką wśród kobiet jest Ola, której nie da się nie lubić! Olimpia ma dopiero 23 lata, więc ma jeszcze dużo czasu.

Czym się różni slalom od giganta? Inne odległości między tyczkami, inny sprzęt, coś jeszcze?

Tak jak powiedziałeś, w slalomie są mniejsze odległości między tyczkami. Wszystko się tam szybciej dzieje, bramki nadchodzą bardzo szybko, przez co nie ma czasu na przygotowanie się do skrętu. Wszystko musi być w jednym momencie, tuż przed tyczką gotowe. Gigant jest inny. Jeździmy z większą prędkością i można powiedzieć, że jest bardziej techniczny.

Po twoich rezultatach można stwierdzić, że lepiej się czujesz w gigancie.

Tak, jestem bardziej predysponowany pod gigant, bo mam stosunkowo dużo siły i dosyć dobrze prowadzę deskę. Jak wszystko dobrze pozgrywam i wykończę skręty to jestem w stanie wyśrubować bardzo dobry czas. Na treningach poświęcamy jednak tyle samo czasu zarówno na gigant, jak i na slalom. Mamy jednak na uwadze, że tylko gigant jest konkurencją olimpijską.

Na mistrzostwach świata w Bakuriani pierwszy zostanie rozegrany gigant. Ma to dla ciebie jakieś znaczenie?

Nie przeszkadza mi to, że gigant będzie rozegrany jako pierwszy. W zasadzie to myślę, że nawet bardziej mi to odpowiada! Nastawiam się na walkę we wszystkich konkurencjach. W drużynówce stanęliśmy z Olą na podium w tym sezonie, a w gigancie jestem liderem Pucharem Świata. W slalomie zająłem ostatnio 4. miejsce, które mnie bardzo podbudowało.

Jak podchodzisz do zawodów drużynowych? Jest to dla ciebie większy stres?

Zawody drużynowe to mniejsza presja, bo to wszystko rozkłada się na naszą dwójkę. Od tego sezonu zmieniły się zasady i mężczyźni startują jako pierwsi. Pojadę na 100% swoich możliwości chcąc wypracować jak największą przewagę dla Oli.

Jaki jest twój cel na zbliżające się wielkimi krokami Mistrzostwa Świata?

Dać z siebie wszystko! Chce zostawić wszystko co mam i zrobić swoje. Chce mieć świadomość, że zrobiłem co mogłem.

Które miejsce cię zadowoli? Zakładasz jakiś plan minimum, czy tylko maksimum?

(chwilowa cisza). Pierwsze miejsce mnie zadowoli, a jak będzie to zobaczymy. Jestem zmotywowany i gotowy do walki o najwyższe cele!

Początek rywalizacji w snowboardowych mistrzostwach świata już w niedzielę. Finały giganta, czyli konkurencji w której specjalizuje się Oskar Kwiatkowski odbędą się o 9:00 polskiego czasu. Transmisja w Eurosporcie 2, a relacja na żywo w WP SportoweFakty.

Andrzej Podgórski, dziennikarz WP SportoweFakty

zobacz tez:
Praca kierowcy czy recepcjonisty nie była ich przeznaczeniem. Mimo to pochowali medale do kartonów
Ależ występ polskiej alpejki. Jest w ósemce mistrzostw świata!

Komentarze (0)