Jan Szymański w Adler Arenie pojechał już w drugiej parze wspólnie z Mathieu Giroux. Polak na samym początku wyraźnie uciekł Kanadyjczykowi i po swoim biegu objął prowadzenie. Nasz reprezentant liderem zawodów był bardzo długo, ale kiedy do gry wkroczyli już najlepsi panczeniści, on zgodnie z przewidywaniami przesuwał się w dół tabeli i ostatecznie uplasował się na 13. pozycji. Biało-czerwony pozytywnie ocenia swój start, a na lodowisku w Soczi widać było, że dał z siebie absolutnie wszystko. - Jestem zadowolony. Jest poprawa o sześć sekund w porównaniu z zeszłym rokiem. Najcięższe były ostatnie trzy okrążenia i tu jest lekki niedosyt, ale jest nad czym pracować - komentuje dla portalu SportoweFakty.pl 24-latek z Poznania.
Szymańskiego nie zaskoczyła genialna jazda Holendrów z wyśmienitym Svenem Kramerem na czele. Panczeniści z kraju ze stolicą w Amsterdamie całkowicie zdominowali sobotnie zmagania, obsadzając wszystkie miejsca na podium. - Oni są klasą samą dla siebie. Holendrzy maja receptę na 5 kilometrów, ogólnie na długie biegi są potęgą. Mają bardzo dużą selekcję i wspaniałe ośrodki do trenowania - tłumaczy przyczynę ich sukcesu polski łyżwiarz szybki.
Nasz zawodnik jest pod wrażeniem ceremonii otwarcia XXII zimowych igrzysk, a także przygotowanych przez organizatorów aren olimpijskich. - Ceremonię widziałem w telewizji, bo następnego dnia miałem start i bardzo mi się podobała. Na żywo widziałem za to pokaz sztucznych ogni, który był niesamowity. Obiekty w Soczi są wspaniałe, w wiosce również mi się podoba. Trzeba jednak przyznać, że jest dużo obostrzeń związanych z bezpieczeństwem. Cały czas trzeba mieć przy sobie akredytację, ale dzięki temu ciężko ją zgubić - relacjonuje naszej stronie Szymański - trzykrotny medalista uniwersjady w Trydencie.