W niedzielę dwukrotnie w rosyjskim Soczi zabrzmi Mazurek Dąbrowskiego. Jako pierwszy ogromne powody do radości dał całej sportowej Polsce Zbigniew Bródka. Nasz panczenista niezwykle mądrze taktycznie rozegrał bieg na 1500 metrów, doskonale rozkładając swoje siły. Zawodowy strażak z Głowna na tak mocno wymagającym dystansie był klasą samą w sobie i uzyskał najlepszy czas z całej stawki, zaledwie o trzy tysięczne sekundy pokonując Koena Verweija. Zdobywca Pucharu Świata wylosował w parze dość trudnego rywala, jakim był Shani Davis, na czym tak bardzo mu zależało. Bródka swój triumf zapewnił sobie przede wszystkim dzięki niesamowitej ambicji, zaciętości i woli walki do samego końca oraz chłodnej "głowy". Polski łyżwiarz szybki sprawił, że w Adler Arenie świętowali nie Rosjanie za sprawą Denisa Juskowa ani też Norwegowie, mający w swoich szeregach Havarda Bokko, a biało-czerwoni, cieszący się z mistrzostwa olimpijskiego! Na miarę swoich aktualnych możliwości 1,5 kilometra przejechał 15. Jan Szymański, pięć "oczek" niżej od poznaniaka uplasował się borykający się z drobnymi problemami zdrowotnymi Konrad Niedźwiedzki.
Po znakomitym popołudniu w ślady Bródki poszedł Kamil Stoch. "Rakieta" z Zębu wytrzymała ciążącą na nim presję i znów nie miała sobie równych. Tym razem olimpijska wygrana Polaka tak zdecydowana już nie była, ale zwycięzców się nie ocenia. Nasz rodak oddał dwa równe i co najważniejsze - niezwykle dalekie próby, które pozwoliły mu powtórzyć sukces Simona Ammanna oraz Mattiego Nykaenena i na tych samych igrzyskach triumfować dwukrotnie. Z bardzo dobrej strony zaprezentowali się też inni podopieczni Łukasza Kruczka - dwunaste miejsce zajął Maciej Kot, a piętnasta lokata przypadła w udziale Janowi Ziobrze. Tym razem do wysokiego poziomu biało-czerwonych nie udało się dostosować dopiero 34. w klasyfikacji - Piotrowi Żyle.
Sporo emocji polscy kibice mieli również podczas biegowej sztafety 4x5 km, którą nasze panie w składzie Kornelia Kubińska, Justyna Kowalczyk, Sylwia Jaśkowiec i Paulina Maciuszek zakończyły na siódmej pozycji. Tradycyjnie swoje zrobiła ta druga, która odrobiła na 1. zmianie spore straty i wyprowadziła naszą drużynę na czwartą pozycję. Taki stan posiadania utrzymała kolejna z Polek, ale córka Józefa Łuszczka w walce z Marit Bjoergen była bezsilna i ostatecznie minęła linię mety po reprezentantce Rosji, co można uznać za niezły wynik, biorąc pod uwagę 9. lokatę z poprzednich mistrzostw świata w Val di Fiemme.
Żadnych pozytywnych wspomnień fani sportu z kraju nad Wisłą nie będą mieć za to z supergiganta kobiet. Zarówno Karolina Chrapek, jak i Maryna Gąsienica-Daniel nie ukończyły swojego przejazdu.