Do IO przygotowywał się w hotelowym basenie. Kibice pamiętają jego fatalny występ

Eric Moussambani w 2000 roku był na ustach całego świata, choć sportowo się ośmieszył. Wszyscy jednak pokochali go za wielką ambicję i wolę walki.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Getty Images / Stu Forster

Każde igrzyska olimpijskie mają swoich bohaterów. Kibice kochają nie tylko zwycięzców, ale także tych, którzy kończą swoje konkurencje jako ostatni. Jednym z tych drugich jest właśnie nasz bohater Eric Moussambani.

Dużo mówiło się o nim podczas igrzysk olimpijskich w Sydney w 2000 roku. Sportowiec z Gwinei Równikowej startował w pływaniu na 100 metrów stylem dowolnym. Patrząc na wynik, można powiedzieć, że się skompromitował. Spoglądając jednak na całą jego historię, zasługuje na szacunek.

Rybacy i basen w hotelu

- Pochodzę z Gwinei Równikowej, małego kraju w sercu Afryki. Zacząłem pływać po skończeniu szkoły. Nie mieliśmy basenu, nie mieliśmy nic. Poszedłem więc trenować w prywatnym hotelowym basenie, który miał około trzynastu metrów długości. Trenowałem na własną rękę i nie miałem żadnego doświadczenia z basenami. Miałem go do dyspozycji tylko od 5 do 6 rano i mogłem ćwiczyć tylko trzy godziny tygodniowo. Kiedyś też pływałem w rzekach i morzu. Rybacy nauczyli mnie pływać - mówił w jednym z wywiadów Moussambani.

Ta krótka wypowiedź w pełni pokazuje, jak niewiarygodna jest jego historia ze startem w igrzyskach olimpijskich. Dostał się na nie dzięki tzw. "dzikiej karcie", która dopuszcza do rywalizacji zawodników, którzy sami nigdy by nie wywalczyli olimpijskiej kwalifikacji.

Gwinejczyk nie miał zbyt wiele czasu, aby lepiej się przygotować. Miał 22 lata, a przed nim pojawiła się największa przygoda życia. Nie przestraszył się jej i wyruszył do Sydney. W podróży spędził trzy dni.


Na miejscu był oczarowany. Wioska olimpijska i panujące w niej warunki go zachwyciły. Trudno się dziwić, bo wcześniej nigdy nie opuszczał swojego kraju. Nawet nie wiedział, że istnieje Australia. Tam też pierwszy raz w życiu na własne oczy zobaczył 50-metrowy basen z prawdziwego zdarzenia. - Na jego widok zacząłem się bać - przyznał po latach.

Moussambani koniecznie chciał wystartować na 100 metrów i dopłynąć do mety. Na miejscu wykorzystywał każdą chwilę, aby wykonać zadanie. Pływak z Afryki miał sporo szczęścia, bo trenował w tym samym czasie co Amerykanie. Dzięki temu mógł przyglądać się ich metodom treningów i podpatrywać technikę. Wpadł w oko trenerowi kadry Republiki Południowej Afryki, który nie tylko dał mu kilka rad, ale także wręczył mu nowe kąpielówki i okulary.

19 września 2000 roku nadszedł dzień zawodów. Moussambani otrzymał miejsce na piątym pasie.

NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, JAK PRZEBIEGŁ DEBIUT NA IO, CO DZIAŁO SIĘ PO ZAWODACH I CZYM DZISIAJ ZAJMUJE SIĘ AFRYKAŃSKI PŁYWAK

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×