Sylwia Gruchała: Siła bierze się ze złości

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk

Denerwowała panią popularność? Teraz hitem internetu jest zdjęcie, kiedy były mąż łapie panią za biust na parkingu.

Jak kobieta wchodzi do pomieszczenia, to najpierw pojawia się biust, chyba że dużo kłamie, to wtedy pierwszy jest nos. A na poważnie - pogodziłam się z tym, że świat się zmienił i takie informacje i zdjęcia najbardziej cieszą ludzi w Polsce. A może i na świecie - nie wiem. Nie drążę tematu, nie zastanawiam się, nie dziwię się. Właściwie to już nic mnie nie dziwi. Wyciągam z tego tylko pozytywne rzeczy.

Da się?

Oczywiście. Pokazałam, że ludzie, którzy są po rozwodzie, nadal mogą się wygłupiać, śmiać z siebie i dobrze bawić w swoim towarzystwie. Myślę, że przełamuję stereotypy. Relacje po rozstaniach są trudne, bo kiedyś ludzie się kochali i nagle decydują, by dalej żyć osobno. Uważam jednak, że można zachowywać sympatię do byłego męża. Rozwody nie są łatwe, każdy to przeżywa, trwa to latami, ale dla dobra dziecka można żyć w dobrych relacjach. W ten sposób pokazuje się, że choć rodzice nie są już ze sobą, to potrafią rozmawiać, bez agresji i nienawiści. W życiu zawsze chodzi o formę. Można się nie zgadzać, można się rozstawać, ale mamy wybór, czy zrobić to z klasą czy z poniżaniem. Decydując się na drugie rozwiązanie tak naprawdę poniżamy samych siebie.

Pani rozwód relacjonowały kolorowe media. Wiem na przykład, że miała pani ze sobą torebkę ze siedem tysięcy złotych.

Tak, za siedem tysięcy zarobionych przeze mnie złotych.

Polacy zazdroszczą pieniędzy?

Byłam tak odcięta od świata zewnętrznego, tak skupiona na swoim zadaniu, że nigdy nie odczuwałam żadnej zazdrości ani ze strony koleżanek, ani rywalek. Miałyśmy dobrą atmosferę. Myślę, że na świecie są różni ludzie, każdy ma swoją historię i jeśli tylko krytykuje, obgaduje i wytyka to znaczy, że coś przeżył, że ma z czymś trudność. Uważam, że do takich ludzi trzeba podchodzić z wyrozumiałością, bo nie jest im łatwo, współczuję im. Lepiej mi się żyje, kiedy nie hoduję w sobie złych emocji.

Mówi pani, że w drużynie miałyście dobrą atmosferę, a ja myślę, że trener to z drużyną kobiet nigdy nie ma łatwo...

Kiedy jest ciśnienie przed zawodami, to musi dojść do rozładowania i pojawiają się kłótnie. Wtedy bywało ciężko, a trener rzeczywiście z babami miał przechlapane. Zmieniały nam się humory, buzowały hormony. Dobrzy trenerzy są jednak przede wszystkim dobrymi psychologami. Tadeusz Pagiński, który miał żonę i dwie córki, mawiał, że kobiet nie należy rozumieć. Podpisuje się pod tym, sama siebie często nie rozumiem. Koleżanek też nie - raz chcą tak, raz tak, pełna sprzeczność. Od was facetów możemy się uczyć prostolinijności, zdecydowania. Faceci w kłótni się pobiją, my kłóciłyśmy się, była wymiana zdań w szatni, a później cisza. Ale to naturalne. Sport niesie ze sobą olbrzymi ładunek emocjonalny, kiedy zbliża się wielka impreza, rośnie presja. Czasami lepiej nawet sprowokować przesilenie, żeby wyrzucić wszystko z siebie przed startem, czy ważnym wydarzeniem w życiu. Żeby mieć już spokojną głowę i się nie stresować. Mamy prawo do stresu, nie należy przed nim uciekać, ale trzeba umieć nim zarządzać, zaprzyjaźnić się z nim.

Z fechmistrzem Pagińskim rozstaliście się w kłótni. Po igrzyskach w Pekinie zarzucała pani trenerowi nadużywanie alkoholu?

O alkoholu nie padło ani jedno słowo z moich ust, zarzucałam brak profesjonalizmu. Rozstałam się z Pagińskim, bo tego wymagała sytuacja, później chciałam do niego wrócić, ale nie zgodziły się na to władze mojego klubu. Fechmistrz przebaczył mi tamtą awanturę, bo to człowiek z klasą. Właśnie - człowiek. Jego wielu dobrych cech można byłoby szukać długo wśród innych. A na alkohol w tamtych czasach było jakieś przyzwolenie, wydaje mi się, że dzisiaj na najwyższym poziomie nie jest aż tak widoczny. Każdy potrzebuje się odstresować, alkohol w tym pomaga, ale trzeba wiedzieć kiedy i w jakiej ilości. Poza tym - nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

Pani nigdy nie rozładowywała emocji alkoholem?

Jako zawodniczka piłam bardzo mało. Teraz chyba piję więcej. Lubię czerwone wino, latem zimne prosecco, ale w dalszym ciągu nie znoszę słabości i kiedy piję lampkę każdego dnia, to natychmiast zapala mi się inna lampka w głowie. Taka, że coś jest chyba nie tak. Źle się wtedy czuję i idę pobiegać.

Czytaj też: Artur Wichniarek: Nauczyłem się pokory

Potrzebuje pani jeszcze rywalizacji?

Zupełnie nie. Jestem już najedzona, mam tego po kokardę. Potrzebuję w życiu czegoś innego. Przeżyłam co moje i już - odhaczone. To faceci częściej sobie z tym nie radzą, także po zakończeniu kariery muszą rywalizować. Teraz jestem matką: łagodną, idącą na rękę, wybaczającą, ustępującą. Oczywiście mam sport w sobie, muszę się poruszać, żeby serce normalnie funkcjonowało. Kiedy pobiegam, dostaję nagrodę, działają feromony, czuję satysfakcję.

Spełniła pani swoje marzenia w sporcie?

Najsmaczniejsze były momenty, kiedy długo mi nie szło i w końcu coś wielkiego wygrywałam. Jak mistrzostwa Europy w 2005 roku. Wcześniej miałam pół roku przerwy, długo nie mogłam wrócić do formy i kiedy wszyscy spisywali mnie na straty, w końcu zaskoczyło. W życiu bardziej doceniałam takie chwile, które kosztowały mnie więcej wysiłku, kiedy na początku było ciężko. Bo przecież nie chodzi o to, żeby zawsze było przyjemnie, spełnienie przynosiło mi przełamywanie słabości. Wtedy czułam, że to wszystko miało sens.

Co się dzieje z polskim floretem?

Padlina. To, co było budowane przez lata, zostało zburzone. W drużynie są konsekwentnie te same osoby, do łask wrócili starzy trenerzy. Nic się nie zmienia, wszystko ciągnięte jest w dół. Polski Związek Szermierzy nie potrzebuje florecistek, które mają doświadczenie, nigdy nie dostałyśmy żadnej oferty. Nikt nie chce naszych rad, bo pewnie stanowimy jakieś zagrożenie. Nie wiem, nie mój świat. Nie miałam ochoty pojechać nawet na Puchar Świata do Katowic. Mam taką zasadę, że jak coś się dzieje złego, to trzeba to zmienić, wiem, że jak w firmie nie działa zarząd, to szuka się innego - a w polskiej szermierce nie robi się nic, chociaż jest źle. My z trenerem chciałyśmy wygrywać, przez wiele lat byłyśmy nie do przejścia, bał się nas cały świat. Teraz boimy się świata.

Rozmawiał Michał Kołodziejczyk
Redaktor naczelny WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×