Odpowiedź na zarzuty Polskiego Związku Szermierczego

Polski Związek Szermierzy zażądał od nas sprostowania w sprawie artykułu dotyczącego zakażenia się koronawirusem przez trenera reprezentacji Polski. Umieściliśmy je w serwisie. Teraz odpowiadamy: wasze zarzuty są nieprawdziwe.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Małgorzata Kozaczuk w 1/32 finału szermierki kobiet WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Małgorzata Kozaczuk w 1/32 finału szermierki kobiet
Na początek wiadomość najważniejsza. Trener reprezentacji Polski w szermierce Stanisław Szymański pokonał koronawirusa. 71-letni szkoleniowiec zdradził, że jest już zdrowy, wyszedł ze szpitala i jego życie nie znajduje się w niebezpieczeństwie. To najlepsza możliwa informacja.

Do szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku trener trafił w sobotę 21 marca, a kilkanaście godzin później WP SportoweFakty poinformowały o tym jako pierwsze. Przekazaliśmy także kulisy całej sprawy, stawiając pytania Polskiemu Związkowi Szermierczemu.

Sytuacja nie była bowiem przejrzysta. Dotarłem do informacji o przypuszczeniach związku, że Szymański mógł się zarazić chorobą w trakcie obozu kadry w Londynie, który odbył się w dniach 29 lutego - 5 marca. Bardziej zaniepokoiło nas to, że kilka dni później był on widziany na turnieju dla dzieci organizowanym przez UKS Atena Gdańsk.

W tekście pytaliśmy także związek, dlaczego kadra reprezentacji Polski udała się 10 marca na zawody do Anaheim. Już wtedy było to ryzykowne, choć oficjalnie żadnego zakazu ze strony Ministerstwa Sportu nie było. Imprezę odwołano już wtedy, gdy kadra wylądowała w USA.

Reakcja PSZ była zdecydowana - jeszcze tego samego dnia, w niedzielę 22 marca, na oficjalnej stronie związku pojawiła się prośba o sprostowanie nieprawdziwych zdaniem działaczy informacji. Dyrektor PSZ Ryszard Sobczak zarzucił nam kłamstwa, które wyszczególnił w sześciu punktach.

Według związku nie było mowy o przypuszczeniach, że Szymański zaraził się w Londynie. Kłamstwem miała być informacja, że wiadomości o takiej treści wysyłano do zawodników, a także to, że po powrocie z Anglii szkoleniowiec pojawił się na turnieju dla dzieci. Nieprawdą związek nazwał też nasze informacje o braku przymusowej kwarantanny dla zawodników i zawodniczek, którzy udali się do USA.

Kilka dni później związek przesłał nam poprawiony wniosek o sprostowanie, które zamieściliśmy (TUTAJ). Już nie było sześciu podpunktów, ale trzy. Nie musieliśmy tego robić, ponieważ przedstawione w artykule informacje nie były kłamstwem.

Po pierwsze, WP SportoweFakty dotarły do wiadomości, którą otrzymał od PSZ jeden z szermierzy. Screen publikujemy poniżej. W mailu można znaleźć słowa, że "nie można wykluczyć, że do zarażenia trenera doszło w Londynie". W późniejszej rozmowie ze mną dyrektor związku Ryszard Sobczak i tak jednak przekonywał, że to kłamstwo. Napisaliśmy bowiem, że maila rozesłano do zawodników. Tymczasem wysłano do jednego, co miało zmienić cały kontekst. W jaki sposób?
Nie napisaliśmy także, jak twierdzi związek, że PSZ wysłał kadrę do USA mimo obowiązującego zakazu. Nie wątpimy, że Ministerstwo Sportu i Turystyki wydało go kilka godzin później, już po odlocie zawodników i zawodniczek do Anaheim. Według naszych informacji już jednak wtedy osoby ze środowiska miały mieć nieoficjalne informacje, że do tego dojdzie.

Z informacji, jakie posiadamy, wynika, że jeden z zawodników wraz z trenerem cofnęli się już z lotniska. Co było powodem?

Związek zarzucił nam także "nieścisłość" w informacji, że "po powrocie do kraju u zawodników nie przeprowadzono testów". "Po powrocie do Polski wszyscy reprezentanci poddali się kwarantannie". Przeprowadzenie testów było niemożliwe bowiem zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia nie wykonuje się testów na żądanie".

Tak, poddali się kwarantannie, jednak podjęli takie decyzje sami z siebie i z poczucia obywatelskiego obowiązku. Nie wydano żadnego rozporządzenia w tej sprawie. Czy przeprowadzono testy? Nie, więc o jakiej nieścisłości mówi związek?

Więcej nieścisłości widzę w działaniach Polskiego Związku Szermierczego. W rozmowie ze mną, kilkanaście godzin po ukazaniu się pierwszego artykułu, dyrektor Sobczak zapewniał, że trener Szymański nie zaraził się koronawirusem w USA. Na moje słowa, że mogę to potwierdzić, odpowiedział, że nikt mi takiej informacji nie udzieli.

Wystarczyło kilka godzin. Dodzwoniłem się do prezesa Zarządu UKS Atena Gdańsk Marcina Cygnara. Ten był bardzo zaniepokojony naszymi informacjami o pojawieniu się trenera Szymańskiego na ich turnieju, skoro związek nie wykluczał, że mógł być już wtedy zakażony koronawirusem. Postanowił przeprowadzić wewnętrzne śledztwo, ponieważ zaczęli do niego dzwonić zaniepokojeni rodzice młodych zawodników, którzy przebywali w tym samym czasie w hali.

I otrzymał informacje, że rzeczywiście trener kadry był widziany w budynku szkoły, gdzie miał prowadzić trening z jednym ze swoich zawodników. Był oburzony całą sprawą, bo według jego wiedzy szkoleniowiec przebywał w budynku bez pozwolenia.

Po drugie, Cygnar sam zgłosił się do gdańskiego sanepidu, by dowiedzieć się, gdzie szkoleniowiec kadry zakaził się chorobą. I sanepid przekazał mu, że według ich badań doszło do tego podczas podróży i pobytu w USA, czyli już po wizycie na gdańskim turnieju.

Rozmowa z prezesem UKS Atena Gdańsk TUTAJ.

Sprawy by więc nie było, gdyby nie mail PSZ przesłany do na pewno przynajmniej jednego zawodnika. Dlaczego związek przekazał taką informację? Tego nie wiemy. Dlaczego już w kolejnym sprostowaniu PSZ nie zarzucił nam kłamstwa w sprawie gdańskiego turnieju dla dzieci? Nie wiemy. Być może świadków było zbyt wielu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×