Wimbledon - można powiedzieć - rozgrywany jest w oderwaniu od codzienności, a już na pewno nowoczesności. Najmłodsi kibice mogą poczuć się tak, jakby na kort dostali się dzięki zaproszeniu od dziadka lub babci pragnących pokazać im, jak wyglądała dyscyplina za ich czasów. A wygląda tak, że na najbardziej eksponowanych przez telewizję miejscach, na siatce czy bandach okalających kort centralny, próżno szukać reklam. Mimo to przed rokiem Wimbledon pochwalił się zyskiem w wysokości 44 milionów funtów. Przed pandemią suma była jeszcze większa.
Słynny przysmak Wimbledonu
Organizatorzy 135. edycji brytyjskiego szlema niespecjalnie kryli się z tym, że powiększeniu dochodów służy m.in. rezygnacja z planowanej wolnej niedzieli. Od 1877 roku tylko czterokrotnie odstąpiono od tej tradycji Za każdym razem ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe (1991, 1997, 2004, 2016). Od tego roku przepisy się zmieniły i siódmy dzień turnieju nie będzie już dniem wolnym.
Jednak na trawiastych kortach przy Church Road wciąż można poczuć się jak przeszło sto lat temu. Chociażby za sprawą słynnych truskawek serwowanych ze śmietaną. To przysmak królujący w Wimbledonie od pierwszej edycji, gdy mecze oglądało raptem 200 widzów. Jeden z pracowników All England Clubu tłumaczył w rozmowie z CNN, że sezon truskawkowy zbiega się z terminem rozgrywania turnieju, a w wiktoriańskiej Anglii owoc stał się modny. Dziś jest jednym z symboli Wimbledonu. Co roku z miseczek znika około 30 tysięcy kilogramów truskawek.
ZOBACZ WIDEO: Prawdziwa magia! Zobacz, co zrobił reprezentant Polski
Najcenniejszy ananas
- To fantastyczne, że wracam tutaj co roku i wszystko wygląda tak samo jak na starych zdjęciach - powiedziała Martina Navratilova. Kto jak kto, ale Amerykanka wie, co mówi, bo w Wimbledonie zadebiutowała na początku lat 70., a ostatni raz w turnieju kobiet zagrała w 2004 roku. Później pojawiała się jeszcze przy Church Road w roli komentatorki oraz uczestniczki turnieju legend.
Navratilova to też dziewięciokrotna triumfatorka londyńskiego szlema. Za każdym razem, gdy wchodziła na kort centralny, kłaniała się przed Lożą Królewską. Odstępstwem był tylko jej ostatni występ, bowiem od 2003 roku zawodnicy muszą kłaniać się tylko wtedy, jeśli na trybunach obecna jest królowa Elżbieta lub książę Karol - a ci jej meczu akurat nie oglądali. Gdy turniej od początku do końca przebiegał po myśli Navratilovej, odbierała Venus Roserwatr Dish – trofeum wręczane triumfatorkom nieprzerwanie od 1884 roku.
Bardziej oryginalny jest puchar wręczany najlepszym singlistom. Na szczycie efektownie prezentującego się trofeum od przeszło 130 lat znajduje się… ananas. – W XVII-wiecznej Anglii ananas był symbolem zamożności i wysokiej pozycji społecznej. (…) Ananas jako upominek był odbierany jako wyraz ogromnej wdzięczności - tłumaczy Artur Rolak w książce "Skazany na Wimbledon".
Umieć się ubrać
Nieodłącznym elementem Wimbledonu są też białe stroje tenisistów. Kompletnie białe. Jeśli komuś się wydaje, że organizatorzy przymkną oko na kolorową podeszwę buta, to grubo się myli. Taryfy ulgowej nie dostał dziewięć lat temu sam Roger Federer. Znakomity Szwajcar, ośmiokrotny mistrz turnieju, musiał zmienić obuwie, po tym jak zauważano, że jego spód ma kolor pomarańczowy. Sprawa miała drugie dno. ESPN opublikował anonimowy komentarz pracownika Nike, który stwierdził, że wszystko było zaplanowane. Dzięki zamieszaniu o butach zrobiło się głośniej i wszystkie pary rozeszły się jak świeże bułeczki.
Tradycja może być więc źródłem niebanalnego zarobku, jednak z biegiem lat przybywa krytycznych komentarzy. Szerokich echem odbił się w ostatnich dniach komentarz Tatiany Golovin. - Generalnie sportowcom nie jest łatwo grać w bieli, bo fotografowie są wszędzie i ślizgasz się po korcie, upadasz, walczysz, spódnica podjeżdża. Zawsze chciałem nosić coś ciemniejszego, aby czuć się bardziej komfortowo - cytuje tenisistkę "The Telegraph".
Na inny aspekt zwrócił uwagę Pat Cash, mistrz Wimbledonu z 1987 roku. - Biały strój każdego roku to staromodny pomysł. (…) . Piłka nożna, koszykówka są kolorowe i dlatego dzieciaki wybierają te dyscypliny - mówi Australijczyk. Być może wciąż doskwiera mu zadra po tym, jak w 2014 roku nie został dopuszczony do turnieju legend. Powodem był nieodpowiedni kolor obuwia.
Finałowa nowość
Jednak nie wszystko co związane z Wimbledonem pamięta XIX wiek. Mało kto wie, że żaden z turniejów wielkoszlemowych nie jest rozgrywany w tym samym miejscu od początku istnienia. Spośród wszystkich Wimbledon miał jednak najmniej przeprowadzek, bo tylko jedną. W 1920 roku kupiono ziemię, na której do dziś rozgrywany jest turniej, a dwa lata później rozegrano w tym miejscu pierwsze mecze. Łatwo więc obliczyć, że Wimbledon, jaki wszyscy znamy, obchodzi w tym roku okrągłe, setne urodziny.
Organizatorzy świętować będą mogli dopiero po ostatnim meczu, zaplanowanym na niedzielę 10 lipca. Tego dnia zostanie rozegrany wieńczący zmagania w tegorocznej edycji finał singla mężczyzn. Przez długie lata finiszowano w sobotę. Zmieniło się to w 1982 za sprawą nacisków ze strony telewizji.
I to najlepszy dowód na to, w jak żółwim tempie zmienia się Wimbledon. Anglicy potrzebowali kolejnych 40 lat, żeby na punkty rywalizować również w środkową niedzielę. Tym samym turniej główny Wimbledonu po raz pierwszy w historii rozplanowany jest na 14 dni, tak samo jak Australian Open i US Open. Londyński szlem wyróżnia się jednak na tylu innych polach, że wciąż może uchodzić za absolutnie wyjątkowy.
Czytaj również:
- Zaczęło się pięknie. Kolejna Polka żegna się z Wimbledonem
- Twarda batalia w Londynie. Dwa sety w meczu Magdy Linette z byłą liderką rankingu