Finał tak prestiżowych rozgrywek jak Wimbledon, to okazja dla aktywistów, aby manifestować swoje poglądy. Tak też było i tym razem. Na początku trzeciego seta jeden z kibiców wstał, wyciągnął transparent z napisem "Gdzie jest Peng Shuai?" i zaczął głośno krzyczeć to hasło.
Ochrona zadziałała bardzo szybko. Czterech pracowników służb momentalnie go obezwładniło i wyprowadziło poza teren obiektu. Ten jeszcze próbował później wrócić na arenę, aby dokończyć oglądanie finału, ale jego bilety zostały anulowane.
Brytyjskie media szybko doszły do tego, że tym niesfornym kibicem był Drew Pavlou. To znany w tenisowym świecie aktywista. Australijczyk już podczas Australian Open był odpowiedzialny za podobne protesty, za które również usuwano go z kortów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Jego celem jest przypomnienie światu o sprawie Shaui Peng. Chinka zaginęła po tym, jak oskarżyła jednego z wysoko postawionych chińskich polityków o gwałt. Ostatecznie jednak kilkukrotnie pojawiła się w miejscach publicznych, w tym m.in. podczas IO w Pekinie (więcej na ten temat TUTAJ).
- Nie chciałem przeszkadzać w samym meczu, dlatego poczekałem na nieco dłuższą przerwę. Po prostu uniosłem tabliczkę z napisem "Gdzie jest Peng Shuai?". Następnie to samo głośno powiedziałem. Ta zawodniczka jest prześladowana przez chiński rząd. Dlaczego Wimbledon w tej sprawie nic nie zrobi? - cytuje Drewa Pavlou ABC News.
Ostatecznie, po krótkiej przerwie spowodowanej tym zamieszaniem, wznowiono finałową rywalizację mężczyzn. Lepszy w niej okazał się Novak Djoković, który w czterech setach pokonał Nicka Kyrgiosa - 4:6, 6:3, 6:4, 7:6(3).
Zobacz także: Djoković zrównał się z wielką gwiazdą
Zobacz także: Show Djokovicia po Wimbledonie