Bycie tenisistą w Peru to trudne i niemal heroiczne zadanie, biorąc pod uwagę trudności społeczno-ekonomiczne kraju, niestabilność polityczną i duże inwestycje wymagane do podróżowania przez Amerykę Południową aż do przeskoczenia na inne kontynenty. Patrząc na historię tenisa, obecność Peruwiańczyków czołowej pięćsetce rankingu ATP, jest wielkim wydarzeniem.
Juan Pablo Varillas pisze natomiast własną historię. Już jest w pierwszej setce, ale prowadziła do tego wyboista droga. W 2016 roku wyjechał do Barcelony, mając 21 lat, bez środków na koncie i z wielkim wyzwaniem. Zamierzał zdecydowanie polepszyć swoje miejsce w światowym tenisie. Zajmował wówczas 700. pozycję w rankingu ATP.
To był dla niego trudny okres. Przybrał na wadze i nie miał łatwego życia. Kiedy nie mógł już tego znieść, zadzwonił do rodziców, aby wyznać, że opuszcza Barcelonę. Chciał wrócić do Peru i pójść na studia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Potężna bomba. Bramkarz nie miał żadnych szans
Najbliżsi mu pomogli
Varillas nie wierzył, że może jeszcze coś osiągnąć jako tenisista, ale przy sportowym życiu utrzymała go rodzina i jego trener. Peruwiańczyk próbował wejść do profesjonalnego tenisa na wysokim poziomie, przeprowadzając się do stolicy Argentyny. Po tym ruchu zaczął podchodzić do sprawy bardziej profesjonalnie i stopniowo podnosić swój tenisowy poziom. Dodatkowo od czasu do czasu sięgał po pomoc psychologa.
Miał jednak pewien problem. Trudno było mu się przebić z Challengerów do zmagań rangi ATP. Peruwiańczyk musiał wykazać się cierpliwością i zbiera tego owoce.
Przed tegorocznym Rolandem Garrosem rozegrał dwa mecze w głównej drabince turniejów wielkoszlemowych. W obu przegrywał w pięciosetówkach odpowiednio z Felixem Augerem-Aliassimem (Roland Garros 2022) i Alexandrem Zverevem (Australian Open 2023).
W obecnej edycji Wielkiego Szlema w Paryżu jest już w trzeciej rundzie. Najpierw pokonał Junchenga Shanga, a później rozstawionego z numerem 19 Roberto Bautistę Aguta. Oba pojedynki toczyły się na dystansie pięciosetowym.
Po tym zwycięstwie jeszcze bardziej w siebie uwierzył
W tym sezonie świetnie spisał się w Buenos Aires. Podczas turnieju ATP 250 dotarł do pierwszego półfinału w karierze w imprezie tej rangi. Na tym etapie lepszy od niego okazał się Brytyjczyk Cameron Norrie.
Po drodze Varillas pokonał m.in. Dominica Thiema i Lorenzo Musettiego. Szczególnie ważne było dla niego zwycięstwo nad Austriakiem, co podkreślił w pomeczowym wywiadzie.
- To największe zwycięstwo w mojej karierze. Możliwość wygrania z takim zawodnikiem jak Dominic i pokonania deszczowych oraz wietrznych warunków, w których rywalizowaliśmy, wiele dla mnie znaczy - powiedział Varillas, cytowany przez puntodebreak.com.
27-latek już zapisał się w historii peruwiańskiego tenisa, a może zajść jeszcze dalej. Jak wielokrotnie podkreślał, najważniejsze jest dla niego to, że od pewnego czasu może się już utrzymywać z gry w tenisa.
- Wiem, że mam wielkie szczęście, że mogę zarabiać na życie z tenisa, ponieważ jest to coś, co osiągają bardzo nieliczni. Jestem w świetnej formie, mam więcej atutów w mojej grze, poprawiłem swoją kondycję fizyczną i prawda jest taka, że spełniam swoje marzenia i chcę wykorzystać każdą nadarzającą się okazję do dalszego doskonalenia się - dodał na łamach puntodebreak.com.
Choć historia zawodnika z Peru może być inspiracją dla innych, to oczywiście liczymy, że Hubert Hurkacz pokrzyżuje mu plany i awansuje do czwartej rundy. Spotkanie obu panów jest zaplanowane jako czwarty mecz od godziny 11.
Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Pewny pierwszy krok. Jan Zieliński i Hugo Nys pokonali tenisistów gospodarzy