- W tym momencie z całego światowego topu zawodniczek i zawodników, to Iga działa najskuteczniej. Ona nie tylko gra w tenisa, ale robi wspaniałe rzeczy także poza kortem. Korzysta ze swojej popularności w taki sposób, aby cały świat pamiętał, co się dzieje w Ukrainie. Wielkie, wielkie dzięki dla Polski! - powiedziała Łesia Curenko, ukraińska tenisistka, 56. zawodniczka rankingu WTA.
Iga Świątek zareagowała na te słowa. Powściągliwie.
- Szczerze mówiąc, nie przeceniałabym tego wpływu. On na pewno jest, ale niestety nie mam siły zakończenia wojny, mimo że bardzo bym chciała. Wierzę jednak, że moje słowa i działania na rzecz Ukrainy dodają otuchy tenisistkom i niektórym Ukraińcom, i już choćby dlatego warto. Nawet jeśli kilka osób ma dzięki moim słowom poczuć, że jest solidarność z Ukrainą, i że nie jest nam obojętny jej los, to warto. Zawsze jednak powtarzam, że jestem przede wszystkim tenisistką - zaznacza liderka rankingu WTA w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #2. Prime time Natalii Kaczmarek. "Chcę to wykorzystać"
I dodaje, że gdyby nie jej dobra gra, to nie miałaby tego wpływu i słyszanego głosu. Dlatego musi przede wszystkim skupiać się na pracy i na tenisie. Gdy jednak ma siłę i zasoby - angażuje się w sprawy ważne dla niej również poza kortem.
"Czuję się pewniej"
Ostatnio Iga przeżywa burzliwe momenty w karierze. Najpierw kontuzja, która wykluczyła ją z gry w istotnym momencie sezonu, potem fenomenalne zwycięstwie w Rolandzie Garrosie, a wreszcie wycofanie z turnieju w Bad Homburgu. Jednej nocy w Niemczech Polka nie mogła spać, bolał ją brzuch. Jej parametry fizyczne drugiego dnia były niezadowalające, więc postanowiła przerwać starty i skupić się na nadchodzącym Wimbledonie.
Dziś Iga czuje się dobrze, a regeneracja przebiega prawidłowo. Podczas treningów na kortach w Londynie nie odczuwała już skutków choroby.
Zmęczenie szybko przeszło także wcześniej - po jej spektakularnym zwycięstwie w Rolandzie Garrosie. Wspomnienia z okresu po finale pozwalają Idze pozytywnie patrzeć na start w Wimbledonie.
- Po tegorocznym Rolandzie nie byłam tak zmęczona, jak na przykład po US Open, kiedy całą noc męczyły mnie skurcze i bolało całe ciało. W Paryżu to była ulga po trudnym czasie, kiedy w Rzymie złapałam kontuzję i nie wiedziałam, czy zdążę z regeneracją i przygotowaniami na Rolanda. Początek turnieju był bardzo trudny, czułam zmęczenie z Madrytu i Rzymu, ale uwielbiam grać na paryskiej mączce i cieszę się, że zrealizowaliśmy wszystkie nasze założenia - przyznaje Świątek.
Na sezon na trawie patrzy, jak na każdy inny. Podczas wszelkich turniejów ma jeden cel - zwycięstwo.
- Na trawie nie mam dużego doświadczenia, więc nastawiam się przede wszystkim na poszerzanie go i naukę, ale ciągle chcę wygrywać. Jest to trudniejsze niż na mączce, ale możliwe i jednak z każdym meczem czuję się na trawie pewniej - nie ukrywa.
"Proszę mnie o to zapytać za kolejne pięć lat"
- Zobaczymy też, kiedy ta praca jej się znudzi. Być może wesprę ją ojcowsko w szukaniu kolejnych celów, gdy nadejdzie taki moment - to słowa Tomasza Świątka, ojca Igi w jednym z odcinków cyklu WP SportoweFakty "Rodzice Mistrzów".
Część z kibiców z niepokojem przyjęła informację, że takie chwile podczas kariery w ogóle mogą przyjść. Sama Iga jednak uspokaja.
- W ciągu ostatnich kilku lat raczej nie czułam znużenia czy znudzenia tenisem. Był moment, w którym przed moim pierwszym zwycięstwem w wielkim szlemie miałam taki kryzys, że chciałam rezygnować z tenisa, a raczej tak mi się tylko wydawało. Potem przyszło zwycięstwo w Rolandzie, które dodało mi wiary i pewności siebie. Od tamtej pory są wzloty i upadki, jak to w tenisie, ale czerpię satysfakcję i radość z mojej pracy. Na razie wciąż jestem na początku kariery, gram w seniorskim tourze zaledwie parę lat, więc o znużenie proszę mnie zapytać może za kolejne pięć - z uśmiechem uspokaja Iga.
Dawid Góra, WP SportoweFakty