[h2]
Wielkoszlemowy Wimbledon to jeden z najbardziej prestiżowych turniejów na świecie. Dla wielu kibiców punktem obowiązkowym jest obecność na choćby jednym meczu. Są gotowi zrobić wszystko, by ten cel zrealizować. Czasem jednak tracą cierpliwość, o czym pisze "Daily Mail".[/h2]
Po poniedziałkowych meczach fani są wściekli. Narzekają na działanie służb ochrony, które zachowywały się tak, jakby czuwały nad bezpieczeństwem na lotnisku a nie na sportowej arenie. Niektórzy z kibiców na wejście na trybuny czekali aż 10 godzin. Wszystko przez obawy, że organizacja "Just Stop Oil" zorganizuje protest.
Aktywiści znani są z zakłócania imprez sportowych i rozsypywaniu na arenach pomarańczowego proszku. Zresztą przed startem Wimbledonu pojawiły się informacje, że przedstawiciele "Just Stop Oil" będą chcieli zaprotestować podczas wielkoszlemowego turnieju w Londynie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popisy córki gwiazdy tenisa
Kolejki przed bramkami wejściowymi zostały opisane jako "kompletna jatka". Personel dokładnie sprawdzał torby fanów. Skupiano się na tym, czy są w nich farby, kolorowe proszki czy klej. Konfiskowano kremy do opalania, dezodoranty i metalowe bidony z wodą.
"The Telegraph" dodaje, że w kolejkach rozmieszczono wyspecjalizowanych tajnych policyjnych obserwatorów, którzy próbują zidentyfikować potencjalnych protestujących. Stali bywalcy na kortach Wimbledonu są oburzeni takim traktowaniem.
Organizatorzy już ostrzegli kibiców przed panującym chaosem. "Było duże zapotrzebowanie i zainteresowanie pierwszego dnia Wimbledonu. To zrozumiałe, że nasz zespół bezpieczeństwa przeprowadza wzmocnioną kontrolę. Od otwarcia bram na teren obiektu napływa stały strumień ludzi i kontrola odbywa się wolniej niż w poprzednich latach" - przekazano w komunikacie.
Czytaj także:
Hubert Hurkacz wie, z kim zagra w II rundzie. Sensacyjny rywal Polaka
Piorunujący start Huberta Hurkacza. Nie zatrzymał go nawet deszcz