6:1 w pierwszym secie, 5:2 w drugim. Iga Świątek miała zwycięstwo nad Yaniną Wickmayer i awans do finału warszawskiego turnieju wyłożone na srebrnej tacy. W zaskakujący dla wszystkich sposób tego nie wykorzystała, pomimo trzech piłek meczowych.
Belgijka skorzystała z zaproszenia i w kilka minut doprowadziła do remisu 5:5. A po chwili zapadające nad kortami Legii ciemności sprawiły, że spotkanie zostało przerwane. Dokończenie? W niedzielę o godz. 12:00.
To spore utrudnienie dla naszej gwiazdy. Jeśli uda jej się pokonać rywalkę, tego samego dnia czeka ją jeszcze finał z Laurą Siegemund. Niemką, która chyba uwielbia tenisowe maratony - tylko w sobotę spędziła na kortach 6,5 godziny!
Jej ćwierćfinałowe starcie z Lucrezią Stefanini trwało 3 godziny i 24 minuty. Po 120 minutach wróciła na kort i spędziła tam kolejne trzy godziny! Pokonała jednak rodaczkę Tatjanę Marię i w nagrodę na wytrwałość zagra w finale.
- Muszę przyznać, że trybuny mnie poniosły. Bardzo im dziękuję za wsparcie - powiedziała potwornie zmęczona tenisistka, co polscy kibice nagrodzili głośnymi brawami.
Tak długie i emocjonujące mecze były gratką dla fanów, jednak z drugiej strony stawiały pod znakiem zapytania półfinał Igi Świątek z Yaniną Wickmayer. Tym razem zagrożeniem nie był deszcz, ale brak sztucznego oświetlenia. Obu jednak zależało na rozegraniu meczu właśnie tego dnia.
Dla Belgijki byłoby to jeszcze gorsze rozwiązanie niż dla Polki - w niedzielę czeka ją przecież jeszcze finał debla. Wspólnie z Heather Watson zmierzą się z polską parą Weronika Falkowska/Katarzyna Piter.
Do tego jednak ostatecznie dojdzie. Długo jednak zapowiadało się, że Świątek rozbije 32-latkę. W pierwszym secie wręcz ją zmiażdżyła. Wynik? 6:1. W drugiej partii nie udało się jej jednak zamknąć meczu, tak jak kilka godzin wcześniej, gdy pewnie pokonała Lindę Noskovą (6:1, 6:4).
Z tego pojedynku najbardziej zapamiętamy jednak nie grę, ale litościwe zachowanie Polki względem... owada. Po zaledwie pięciu minutach gry Świątek nagle przykucnęła, po chwili pobiegła po ręcznik i zabrała coś z kortu. Po chwili kamery pokazały dopiero, że Polka okazała litość owadowi, który zawieruszył się po jej stronie boiska i odniosła go poza pole gry.
— TVP SPORT (@sport_tvppl) July 29, 2023
To jest chwila, w której Iga ratuje robaczka na korcie w Warszawie. I jest w tym coś pięknego pic.twitter.com/6hJyJZdZ7F
Oczywiście, rozegranie (oby) drugi raz z rzędu dwóch spotkań jednego dnia nie powinno być wielkim problemem fizycznym dla liderki światowego rankingu. I paradoksalnie, to świetna informacja dla polskich kibiców - w niedzielę znów będą ją mogli oglądać na korcie dłużej niż wcześniej planowano.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty