Taylor Fritz nie spełnił marzenia o zdobyciu tytułu w US Open. W niedzielny wieczór debiutujący w wielkoszlemowym finale Amerykanin przegrał 3:6, 4:6, 5:7 z najwyżej rozstawionym Jannikiem Sinnerem.
- To był dla mnie skomplikowany mecz. Miałem plan, ale wiele spraw nie szło po mojej myśli. W pierwszych dwóch setach nie uderzałem tak, jak chciałem. Dopiero w trzecim wszystko zaczęło się lepiej układać i byłem na dobrej pozycji, aby wygrać tę partię, ale on wtedy zagrał świetnego gema, a potem zakończył spotkanie - mówił podczas konferencji prasowej.
- Miałem plan A, który nie dawał efektu, więc przeszedłem do planu B i bardziej bezpiecznej gry, ale to także nie działało - analizował. - Fizycznie nie czułem się świetnie, ale wiedziałem, że nie będę świeży. Pod względem mentalnym bardziej zdenerwowany czułem się przed półfinałem. Byłem emocjonalny, ale miałem myśli, że to wspaniały moment, bo jestem w finale US Open i chcę wygrać.
Porażka Fritza oznacza, że Amerykanie wciąż muszą czekać na swojego mistrza wielkoszlemowego w grze pojedynczej mężczyzn. Ostatnim singlistą z USA z tytułem Wielkiego Szlema był Andy Roddick, który wygrał US Open 2003.
- Jestem rozczarowany tym, jak potoczyły się sprawy na korcie i jak psułem niektóre uderzenia. Jestem zły z powodu tego, jak zagrałem. Amerykanie długo na to czekają i chcieli mieć męskiego mistrza wielkoszlemowego. Czuję, że zawiodłem wielu ludzi - wyjawił 26-latek z Kalifornii.
Mimo porażki w finale, Fritz dostrzega pozytywy swojego występu w US Open 2024. - Najważniejsze jest to, że grałem solidnie i powtarzalnie. Oczywiście, wciąż mam wiele rzeczy do poprawy. A, gdy ochłonę, z pewnością będę szczęśliwy z faktu dotarcia do finału - ocenił.
"Prawdziwe życie jest gdzie indziej" Piękna dedykacja mistrza US Open
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!