Po raz pierwszy zobaczył Agnieszkę Radwańską na korcie, gdy miała 14 lat. Dwa lata później, jako trener Karoliny Kosińskiej, obserwował, jak jego zawodniczka rywalizuje z młodą krakowianką, która mimo trudnej walki, ostatecznie przegrała mecz.
Po tamtym spotkaniu Radwańska nadała mu przydomek, którym określała Wiktorowskiego do końca kariery - "trener Budda". Dlaczego? Podczas całego meczu trener siedział z założonymi rękami, nie okazując emocji. Tego rodzaju opanowanie cechowało go również w kolejnych latach, a jego mimika była trudna do odczytania.
Decyzja o zakończeniu kariery Radwańskiej w listopadzie 2018 r. nie była dla Wiktorowskiego zaskoczeniem, gdyż tenisistka miała trzy możliwe opcje na przyszłość. - Pierwsza to normalne rozpoczęcie treningów i przygotowywanie się do wylotu w styczniu na Antypody. Druga to zamrożenie rankingu i powrót do gry wiosną, chociaż raczej nie na część sezonu rozgrywaną na ziemi. Lepszym pomysłem byłaby trawa - wyjaśniał trener w wywiadzie dla "Polska The Times".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: był krok od śmierci. A teraz takie informacje
Pierwszy wariant został wykluczony już w październiku. - Obie pozostałe były równie prawdopodobne, więc nie mogę powiedzieć, że byłem zaskoczony, bo brałem pod uwagę taki scenariusz. Choć ostateczną decyzję Agnieszka podjęła sama - dodał.
Później Tomasz Wiktorowski zrobił sobie dłuższą przerwę od trenowania. Wraz z Marcinem Matkowskim założył fundację "J.W. Tennis Support Foundation", która przy wsparciu sponsora tytularnego pomagała młodym tenisistom. Był też komentatorem Eurosportu.
Do treningów wrócił w grudniu 2019 r., kiedy to przez kilka miesięcy był szkoleniowcem Olgi Danilović. Od grudnia 2021 r. przejął z kolei obowiązki trenera Igi Świątek. Jego współpraca z obecnie najlepszą tenisistką świata zakończyła się po blisko trzech latach (więcej TUTAJ).
Będą razem oglądać mecze tenisowe innych zawodniczek i trenować na sucho, bez gry?