Australian Open: Wspaniały rewanż Stanislasa Wawrinki, Szwajcar wygrał epicką batalię z Djokoviciem

Stanislas Wawrinka i Novak Djoković tak jak przed rokiem rozegrali epicki pojedynek w Australian Open, ale tym razem lepszy okazał się Szwajcar, który wygrał 9:7 w piątym secie.

Po ubiegłorocznym spotkaniu z Novakiem Djokoviciem, Stanislas Wawrinka ronił łzy. Szwajcar rozegrał wówczas najlepszy mecz w karierze, ale przegrał z Serbem 10:12 w piątej partii. Rok później lozańczyk otrzymał od losu drugą szansę. Znów na jego drodze w Australian Open stanął Djoković, tym razem nie w IV rundzie, lecz w ćwierćfinale. Obaj tenisiści znów stanęli naprzeciw siebie w sesji nocnej na Rod Laver Arena, po raz kolejny rozegrali magiczną pięciosetówkę, ale z całkiem innym zakończeniem. To Wawrinka schodził z kortu jako triumfator wielkiego boju. To do niego należał splendor, a Serb zmuszony został, aby czmychnąć z kortu, przełykając gorycz porażki.

Partia otwarcia nie wskazywała jednak na to, że Djoković i Wawrinka zafundują wielkie widowisko. Szwajcar grał źle, Serb był dla niego jak mur nie do skruszenia i z łatwością odpierał ataki Helweta, który wyraźnie nie miał pomysłu, jak sobie z tym poradzić. Obrońca tytułu pierwszego breaka uzyskał w szóstym gemie, w ósmym dorzucił kolejnego i wygrał seta 6:2.

Wawrinka długo wchodził w mecz, ale gdy już złapał rytm, Djoković momentalnie znalazł się trudnym położeniu. W gemie trzecim drugiej odsłony Serb jeszcze obronił się przed przełamaniem, oddalając trzy break pointy, ale była to zapowiedź, iż Szwajcar dopiero zaczyna swój koncert.

I tak faktycznie było. 28-latek z Lozanny w niczym nie przypominał zagubionego, popełniającego proste pomyłki tenisisty z pierwszej godziny meczu. Wszedł na swoje najwyższe obroty, zachwycał sposobem konstruowania akcji, nie bał się wchodzić w długie wymiany z Serbem, który jest mistrzem takiej gry, a po jednej z nich, zwieńczonej magicznym winnerem z bekhendu po ciasnym krosie, przełamał serwis Djokovicia. Obrońca tytułu już nie był w stanie odrobić tej straty i Wawrinka doprowadził do wyrównania w meczu.

Rozstawiony z numerem ósmym Szwajcar złapał wiatr w żagle, wpadł w trans, który pozwolił mu zdominować przeżywającego w tym czasie kryzys Djokovicia. Serb, tenisista niemal nie popełniający banalnych błędów, w trzecim secie był nie do poznania. Mylił się na potęgę, co bez skrupułów wykorzystał znakomicie prezentujący się Wawrinka. Szwajcar, prezentujący bogaty repertuar uderzeń, błyskawicznie wywalczył przełamanie, w piątym gemie dołożył kolejnego breaka, a po chwili, nie pierwszy raz w meczu, wygrał własnego gema serwisowego ze stanu 0-30 i wyszedł na prowadzenie 5:1, by ostatecznie wygrać tę partię 6:2.

Wawinka, podobnie jak we wrześniowym półfinale US Open, objął prowadzenie 2-1 w setach. Tamten mecz wówczas przegrał, nie wytrzymując fizycznie końcowych jego fragmentów, dlatego też teraz starał się robić wszystko, by rozstrzygnąć wtorkowy pojedynek w czterech partiach. Jednak Djoković ani myślał rezygnować i przejął inicjatywę na placu gry.

Szwajcar stawiał dzielny opór serbskiemu czempionowi. Fantastyczne serwował, wykorzystując nie tylko moc serwisu, ale i zmieniając kierunki podania oraz rotacje. Djoković wściekał się, co chwila rzucał groźne spojrzenia w kierunku swojego boksu, gdzie główną postacią był jego nowy trener, Boris Becker. Wawrinka opadał z sił, lecz w grze utrzymywał go właśnie serwis. Jednakże wicelider rankingu ATP w końcu dopiął swego.

W ósmym gemie Wawrinka prowadził przy własnym podaniu 40-0, lecz Serb doprowadził do równowagi, następnie bajecznym, lecz też nieco instynktownym returnem, wywalczył piłkę na przełamanie, przy której Szwajcar wyrzucił forhend daleko poza kort i Djoković wydał z siebie dziki okrzyk radości. Nastąpiło przełamanie, ale Wawrinka mógł zniwelować stratę. Zmarnował jednak dwa break pointy, a belgradczyk w końcu zamknął partię asem.

Tak jak w ubiegłym sezonie, o losach melberneńskiego starcia Djokovicia z Wawinką decydował piąty set, z tą różnicą, że tym razem to Szwajcar serwował jako pierwszy, co jest zawsze dużym handicapem w takich sytuacjach. Serb zaczął decydującą odsłonę od mocnego uderzenia. W trzecim gemie w kilku akcjach wykazał się nieprawdopodobnymi zdolnościami obronnymi i wywalczył breaka, wygrywając fenomenalną wymianę.

Szybkie przełamanie powinno ustawić grę w rozstrzygającej odsłonie pod Djokovicia i dać mu duży komfort oraz luz, lecz Serb w nietypowy dla siebie sposób, czterema niewymuszonymi błędami w jednym gemie, oddał serwis i pozwolił Wawrince wrócić na właściwe tory. Szwajcar znów znalazł się pod ścianą, w piątym gemie, lecz obronił break pointa w długiej i przepięknej wymianie, nie dając sobie odebrać podania, a w siódmym również oddalił zagrożenie, przy piłce na przełamanie posyłając asa serwisowego.

Na Rod Laver Arena rozgorzała prawdziwa bitwa. Obaj tenisiści wznosili się na wyżyny umiejętności. Djoković imponował grą w defensywie, wytrzymałością oraz niesamowitymi kontrami, zaś Wawrinka serwował jak zaprogramowany na zdobywanie punktów bezpośrednio podaniem robot, a gdy dochodziło do wymian, wcale nie ustępował przeciwnikowi i szukał szansy na skończenie punktu efektownym winnerem.

Swoje trzy grosze do dramaturgii widowiska dorzuciły też niebiosa, bowiem przy wyniku 5:5 nad Melbourne Park rozpadał się deszcz i tenisiści zostali zmuszeni, by na klika chwil przerwać pojedynek. Po wznowieniu Wawrinka popisał się serwisem nie do odbioru, a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.

W Australian Open w decydującym secie nie ma tie breaka, więc gra toczy się do przewagi dwóch gemów. Wawrinka był w uprzywilejowanej pozycji, bo podawał jako pierwszy. Szwajcar wychodził na prowadzenie, ale Serb zaciekle go gonił, aż do gema 16.

Gdy Szwajcar znalazł się o dwa punkty od triumfu, a po tym jak Serb nie popisał się przy siatce, już tylko jeden, na trybunach Rod Laver Arena zapanował zgiełk, bowiem oznaczało to meczbola dla lozańczyka. Djoković zaserwował wyrzucające podanie, Wawrinka odegrał wysoki return, Serb ruszył do siatki, ale uderzył fatalnie. Piłka wyfrunęła w aut i sensacja stała się faktem.

Przegrywając z Wawrinką, Djoković zakończył cztery imponujące serie - 25. z rzędu wygranych meczów w Melbourne, 28. w cyklu ATP World Tour, trzech z kolei końcowych triumfów w Australian Open i 14 kolejnych turniejów wielkoszlemowych, w których dochodził przynajmniej do półfinału.

Pewne już jest, że po trzech latach panowania serbskiego mocarza, korty Melbourne Park będą mieć nowego władcę. Może być nim Wawrinka, który w drugim wielkoszlemowym turnieju z rzędu zagra w półfinale, a jego rywalem będzie w czwartek Tomas Berdych.

Australian Open, Melbourne (Australia)
Wielki Szlem, kort twardy (Plexicushion), pula nagród 33 mln dolarów australijskich
wtorek, 21 stycznia

ćwierćfinał gry pojedynczej mężczyzn:

Stanislas Wawrinka (Szwajcaria, 8) - Novak Djoković (Serbia, 2) 2:6, 6:4, 6:2, 3:6, 9:7

Program i wyniki turnieju mężczyzn

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Komentarze (80)
avatar
basher
21.01.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wiadomo, że kiedy red. Motyka bierze się do pisania, to będzie dobry tekst. Brawo!
Jednak nie sądzę, żeby Stan sięgnął po ten laur, choć z Pticą pewnie da sobie radę, czego mu życzę. 
avatar
Nik_a
21.01.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
3 ostatnie akcje w wykonaniu Novaka beznadziejne, w innym przypadku to na pewno wpadłoby w kort, ale nie dziś... 
avatar
Vivendi
21.01.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Tak trochę, pół żartem, pół serio, to nadmienię, iż pomimo tego, że Wawrinka jakoś specjalnie się do polskich korzeni nie przyznaje, to dziś tryumfował w stroju zdecydowanie biało-czerwonym. Pr Czytaj całość
avatar
__
21.01.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Azor I'm come back!..
Bój się zdegenderowany lemingu, jesteś moim celem number one!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ps. nie licz dzięciole na minusy bo to nie moja broszka
Czytaj całość
avatar
panda25
21.01.2014
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Nie lubię tego (nad)używania terminu "epicki", ale nic nie jest w stanie zepsuć humoru po takiej wygranej Stasia! :-)
Czarny koń wierzgnął kopytami i później mógł rżeć radośnie.
Nie jestem fane
Czytaj całość