W pierwszym w karierze finale Australian Open Andy Murray przegrał z Rogerem Federerem. W czterech kolejnych (sezony 2011, 2013 i 2015-16) przegrywał z Novakiem Djokoviciem. W tych pięciu meczach tylko dwa razy (2013 i 2015 rok) Szkot zdobył seta.
- Pierwszy set był w moim wykonaniu słaby, ale ostatnio wszystkie mecze zaczynam powoli, a to przeciw komuś takiemu jak Novak nie jest dobre. W drugim secie walczyłem i udało mi się odrobić stratę przełamania. Jednak dałem się przełamać, mimo że prowadziłem w gemie 40-0. Żałuję, bo miałem szansę. W tie breaku trzeciej partii zaważyło, to że popełniłem dwa podwójne błędy serwisowe - mówił Murray.
Szkot przegrał niedzielny finał 1:6, 5:7, 6:7(3) i został pierwszym w historii Australian Open tenisistą z pięcioma kolejnymi porażkami w finale tego turnieju. - Na początku meczu źle uderzałem forhendem. Dopiero w trzecim secie to się odmieniło. Widziałem statystyki po zakończeniu. On zdobył o 25 czy 26 (w rzeczywistości 24 - przyp.red.) punktów więcej ode mnie, a ja popełniłem 26 niewymuszonych błędów z forhendu - analizował.
Podczas minionych dwóch tygodni Murray nie tylko walczył o wielkoszlemowy tytuł, ale i miał zmartwienia rodzinne. W Londynie pozostała będąca w zaawansowanej ciąży jego żona Kim, a w czasie trwania turnieju do szpitala trafił jego teść, Nigel Sears.
- To wszystko było trudne - przyznał tenisista z Dunblane. - Niezależnie od wyniku oraz tego czy odpadłbym w III albo IV rundzie, cała ta sytuacja nie jest dla mnie łatwa. Rozmawiałem z Kim przez cały ten czas. Ona była niesamowita. Dzięki niej wystąpiłem tutaj.
- Teraz wsiadam w pierwszy samolot i wracam do rodziny - dodał Murray.