Skandalista z wyboru

PAP/EPA / DAVE HUNT
PAP/EPA / DAVE HUNT

Jako 16-latek rozegrał mecz na Rod Laver Arena. Mając 18 lat, był w ćwierćfinale Wimbledonu. Teraz, choć ma dopiero 24 lata i potencjalnie najlepsze lata kariery przed sobą, stwierdził że nie szanuje dyscypliny, którą uprawia.

- Nudziłem się na korcie - wypalił Bernard Tomic na konferencji prasowej po porażce (4:6, 3:6, 4:6) z Mischą Zverevem w I rundzie Wimbledonu 2017. Dziennikarze oniemieli. A Australijczyk kontynuował.

"Mentalnie nieobecny"

- Byłem mentalnie nieobecny. Od roku, dwóch lat brakuje mi motywacji. Tak naprawdę uważam, że nie szanuję należycie tenisa.

Takie słowa z ust 24-letniego niezwykle utalentowanego tenisisty mogą szokować. Tomic bowiem ma wszystko: status gwiazdy, popularność i ogromny potencjał, którego nie potrafi wykorzystywać. Ma też pieniądze. No właśnie, pieniądze.

Za 84-minutowe "mentalnie nieobecne" przebywanie na korcie numer 14 Wimbledonu zainkasuje ponad 20 tys. funtów. Otrzymałby 35 tys., gdyby nie wyjawił, że podczas meczu ze Zverevem specjalnie poprosił o wizytę fizjoterapeuty, aby wybić przeciwnika z rytmu. Jego słowa trafiły do organizatorów, a że korzystanie z pomocy medycznej dla innych celów jest zakazane, Australijczyk dostał karę.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Tańczący Leo Messi i Katarzyna Kiedrzynek na plaży (WIDEO)

Pieniędzy nie odda. Federer też nie oddaje

A to nie jest przyjemna wiadomość dla kogoś, kto (to też wyjawił po meczu ze Zverevem) gra w tenisa dla pieniędzy. Zagadnięty przez dziennikarzy, czy nie lepiej byłoby, gdyby nagrodę za udział w Wimbledonie przeznaczył na cele charytatywne, odparł: - Przecież my wszyscy robimy to dla pieniędzy. Może, gdy będę miał 34 lata, to tak zrobię. Jeśli Roger Federer to zrobi, to ja też.

Świat tenisa jest w szoku po "spektaklu", jaki zafundował Tomic. Australijczyk został skrytykowany przez wielkie postacie w historii tenisa. - To brak szacunku dla sportu i jego historii. Jeśli nie potrafisz zmobilizować się na Wimbledon, to czas poszukać nowej pracy. Kibice zapłacili krocie, żeby oglądać Wimbledon, a ten koleś wychodzi i nie stara się, gra go nie interesuje. Jeśli masz tak robić, to zostań w domu - powiedziała Martina Navratilova. - On powinien iść do fabryki albo innej pracy i zobaczyć, jak to jest poza kortem. Wydaje mi się, że zbyt szybko się dorobił - stwierdził Pat Cash. Z kolei Rennae Stubbs mówiła: - Takie słowa to hańba. Nie dość, że powinieneś się wstydzić, to jeszcze wstydem okrywasz australijski tenis.

Tomiciowi oberwało się niemal od wszystkich. Jedynym, który próbował go bronić, był także znany z niepokornego charakteru i ciętego języka Ernests Gulbis. - Znam Bernarda, on nie jest złym człowiekiem, to miły facet. Niestety w dzisiejszych czasach tak jest, gdy wygłaszasz kontrowersyjne opinie. On mówi wiele. Czasami zbyt prostym językiem, ale przeważnie nie ma na myśli niczego złego.

Łatka

To nie pierwszy skandal wywołany przez Tomicia. Choć sam wielokrotnie powtarzał, że nie chce być skandalistą, jednocześnie robi wszystko, by mieć łatkę "bad boya". Za kierownicą pomarańczowego ferrari wiele razy łamał przepisy i był karany przez australijską drogówkę. Świętując 21. urodziny, pozował do zdjęć z wielką butelką wódki i wianuszkiem skąpo odzianych kobiet. Na innej imprezie pobił się w basenie z kolegą. Podejrzewano go również o znajomość z dilerami narkotyków.

Wszystko jednak uchodziło mu płazem. Bo był "diamentem". W 2008 roku wygrał juniorski Australian Open, stając się tym samym najmłodszym zwycięzcą juniorskich rozgrywek wielkoszlemowych. Rok później, już w seniorskim Australian Open, zagrał z Gillesem Mullerem na Rod Laver Arena, świątyni australijskiego tenisa, i to w sesji nocnej. Miał wówczas 16 lat i zajmował 768. miejsce w rankingu ATP. Z kolei w 2011 roku dotarł do 1/4 finału Wimbledonu i został najmłodszym ćwierćfinalistą tego turnieju od czasów Borisa Beckera.

Słowa rzucane na wiatr

To, a także wiele innych mniejszych osiągnięć, robi wrażenie i obrazuje skalę talentu tego tenisisty. Sęk w tym, że on sam nie robi nic, by ze swojej przygody z zawodowym sportem "wycisnąć" jak najwięcej. Podziwia Rafaela Nadala, uwielbia oglądać w akcji Rogera Federera, ale w przeciwieństwie do tych dwóch mistrzów nie ma zamiaru ciężko pracować, by rozwijać umiejętności. A przecież w grudniu ubiegłego roku mówił: - Wiem, że nikt nie pomoże mi bardziej niż ja sam. Dodał również: - Mam już 24 lata. Przede mną bardzo ważny rok. Chciałbym awansować do najlepszej "10" rankingu ATP.

Połowa tego "bardzo ważnego" roku za Tomiciem, a on nawet nie zbliżył się do wymarzonej "10". Co więcej, oddalił się od niej. Sezon 2017 rozpoczął jako 26. tenisista świata. Teraz jest 59. A po Wimbledonie z pewnością czeka go kolejny spadek.

Tomic znów wprowadził swoją karierę w ostry zakręt. I już spotykają go konsekwencje. Firma Head ogłosiła, że zrywa z nim kontrakt. Czy wyjdzie na prostą? Jeśli nie, to obok łatki "skandalista" trzeba będzie dokleić drugą - "zmarnowany talent".

Marcin Motyka

Zobacz pozostałe teksty autora ->>

Źródło artykułu: