Brawo, brawo Adam Małysz - szczęśliwa powtórka z zeszłego tygodnia!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Simon Ammann ponownie znokautował rywali. Tym razem niesamowity Szwajcar swój czwarty olimpijski medal z tego najcenniejszego kruszcu zapewnił sobie już na półmetku tego wspaniałego widowiska, w którym jednym z głównych aktorów był nasz mistrz Adam Małysz! Polak dwukrotnie poszybował daleko i równie pewnie sięgnął po srebrny krążek, a na najniższym stopniu podium stanął młody Austriak, Gregor Schlierenzauer.

Piękna pogoda w Kraju Klonowego Liścia od samego początku wróżyła fantastyczne emocje. Napięcie z godziny na godzinę rosło, aż wreszcie wybiła 20:30, a więc czas rozpoczęcia kolejnej batalii skoczków narciarskich o olimpijskie medale w Whistler. Tym razem rywalizacja toczyła się na dużym obiekcie (HS 140), którego rekord od poprzedniego sezonu należy do Ville Larinto i Gregora Schlierenzauera i wynosi 149m. Wynosi, bo nikt nie zbliżył się do tej magicznej odległości, ale żaden z milionów widzów zarówno przed ekranami telewizorów, jak i tam w Kanadzie, na nudę nie miał prawa narzekać.

Na półmetku powtórka z amerykańskiego Salt Lake City z 2002 roku, kiedy zgodnie z oczekiwaniami z rewelacyjnej strony zaprezentował się Simon Ammann. Szwajcarski dominator poszybował aż na 144 metr i mimo znacznie niższych not za styl, które sędziowie odjęli mu po niepewnym lądowaniu, to wiadomo było, że "Harry Potter" przeszedł do historii i dokonał czegoś niebywałego - wywalczył indywidualnie czwarty tytuł na igrzyskach! W tej arcyważnej klasyfikacji wyprzedził Fina Mattiego Nykaenena. Poza tym "Simi" w swoim dorobku ma już zwycięstwo w mistrzostwach globu w japońskim Sapporo i zbliża się do wygrania punktacji łącznej cyklu, którego dyrektorem jest Walter Hofer, co powoduje, że na tle tych fenomenalnych rezultatów, brakuje mu zaledwie wiktorii w prestiżowym TCS i w zaplanowanych na marzec zmagań o miano najlepszego lotnika w słoweńskiej Planicy.

Polacy zawiedzeni czuć się nie mogą, bo na "szóstkę" spisał się nasz bohater narodowy, Adam Małysz. Zdecydowany lider biało-czerwonej kadry wypadł równie wyśmienicie, a nawet lepiej niż przed ośmioma laty. W sobotę zdobył bowiem trzecie w karierze srebro. Srebro jakże cenne, a w porównaniu do innych sukcesów "Orła z Wisły" bez wątpienia najpiękniejsze. Już w pierwszej serii przegrywał tylko z przedstawicielem kraju Helwetów, mając bezpieczną przewagę nad groźnymi Austriakami, a to wszystko zasługa nie tylko znakomitego i nadal skromnego czterokrotnego zdobywcy Kryształowej Kuli, ale także i jego trenera Hannu Lepistoe, który od początku ich współpracy tłumaczył, że przygotowuje jak najwyższą dyspozycję swojego podopiecznego specjalnie na Vancouver 2010. I rzeczywiście dotrzymał słowa. W tym momencie warto przypomnieć o błędzie, jaki popełnił Apoloniusz Tajner, który naprawdę w nieprzyzwoity sposób zwolnił doświadczonego Skandynawa z funkcji głównego szkoleniowca naszej drużyny. 64-letni już Lepistoe wcześniej triumfy święcił z Jarim Puikkonenem, wspomnianym Nykaenenem, Janne Ahonenem, Ari-Pekką Nikkolą, Jani Soininenem, Andreasem Widhoelzlem, czy wreszcie Martinem Hoellwarthem. To on też wprowadził do Pucharu Świata Thomasa Morgensterna. Lista jego osiągnięć jest więc długa, co oznaczało, że mieszanka wybitnego skoczka z tak utytułowanym trenerem nie może po prostu nie przynieść efektów.

Ponownie brąz przypadł w udziale "Schlieriemu". Prasa w ojczyźnie tego młodego narciarza jak i Alexander Pointner czują z pewnością jednak niedosyt z występów ich rodaków. Wielkie nadzieje wiązali między innymi z obroną tytułu Thomasa Morgensterna. Trzeba jednak zaznaczyć, iż na dużej skoczni spisali się bardzo dobrze i honorowego złota w poniedziałek raczej nikt im nie zabierze.

Na dalszych lokatach uplasowali się odpowiednio Andreas Kofler, "Morgi", Niemiec Michael Neumayer, Czech Antonin Hajek, Japończyk Noriaki Kasai i Słoweniec Robert Kranjec, a czołową dziesiątkę zamknął ostatecznie Wolfgang Loitzl.

Jak na razie klęskę ponieśli Norwegowie, choć byli równi - jedenastą notę otrzymał Tom Hilde, dwunastą mające znacznie wyższe aspiracje Anders Jacobsen, a piętnastą zastępca Bjoerna Einara Romoerena - Johan Remen Evensen.

Jeszcze gorszy dzień i to bez dwóch zdań mieli Finowie. Obciążenia psychicznego nie wytrzymał bowiem trzeci na półmetku Matti Hautamaeki, który kompletnie zepsuł finałową próbę. Rozczarowali też zdyskwalifikowany na końcu Janne Happonen oraz nieobliczalny Harri Olli, ale to wszystko zdarzyło się w cieniu tragedii tego największego. Janne Ahonen, bo o nim oczywiście mowa, uległ poważnemu upadkowi podczas treningu tuż przed zawodami i jak się okazało – odbiło się to na jego uszczerbku na zdrowiu. Słynny mieszkaniec Lahti skręcił staw w lewej nodze, a także doznał silnego urazu kolana. "Maska" znany jednak z nieprawdopodobnej determinacji podjął decyzję o pojawieniu się na starcie w pierwszej serii i pomimo takich dolegliwości miał szesnasty wynik. Gołym okiem widać było, że lot reprezentanta Państwa Tysiąca Jezior był niespokojny. W drugiej serii "Maska" już nie wystąpił z powodu zbyt mocnego bólu. Aktualnie nie wiadomo, czy znajdzie się w składzie "Suomi" na "drużynówkę".

Trzeba odnotować, że w Pragelato na K-120 najlepszy był Morgenstern przed Koflerem i Larsem Bystoelem, który odwiesił narty na przysłowiowy kołek. W Salt Lake City natomiast bezkonkurencyjny podobnie jak w Whistler okazał się Ammann, drugie miejsce zajął Małysz, a trzecie Hautamaeki, a zatem niezwykle blisko było do amerykańskiego deja vu. W Nagano triumfował zaś Kazuyoshi Funaki, który pokonał Soininena i Masahiko Haradę.

Podsumowując krótko - Małysz i Lepistoe wykonali razem kawał solidnej roboty i gdyby tegoroczne igrzyska były dla naszej dumy ostatnie, to zapamiętamy je pozytywnie. Ten duet to klasa sama w sobie i galaktycznego osiągnięcia Polaka nie da się opisać jakimikolwiek słowami. Niedosytu raczej być nie może, bo zawodnik Martina Kuenzle był poza zasięgiem każdego. O przepięknej historii lidera biało-czerwonych wiemy jedno - nigdy się nie kończy. Przed nim kolejne wyzwanie - awansować na pierwszą pozycję w ilości zwycięstw pojedynczych konkursów pucharowej karuzeli, ale jeśli coś się nie uda, to nikt pretensji mieć nie może, bo ten skromny człowiek, którym zachwycaliśmy się tyle razy zrobił dla naszej Ojczyzny jak i całej dyscypliny bardzo i to bardzo dużo. Brawo, brawo Adam Małysz!

Wyniki olimpijskiego konkursu skoków na HS 140 w Whistler :

<b>M</b> <b>Zawodnik</b> <b>Kraj</b> <b>Nota</b> <b>Odległość</b>
1 Simon Ammann Szwajcaria 283,6 144m/138m
2 Adam Małysz Polska 269,4 137m/133,5m
3 Gregor Schlierenzauer Austria 262,2 130,5m/136m
4 Andreas Kofler Austria 261,2 131,5m/135m
5 Thomas Morgenstern Austria 246,7 129,5m/129,5m
6 Michael Neumayer Niemcy 245,5 130m/130m
7 Antonin Hajek Czechy 240,6 128m/129m
8 Noriaki Kasai Japonia 239,2 121,5m/135m
9 Robert Kranjec Słowenia 233,7 118,5m/135,5m
10 Wolfgang Loitzl Austria 230,3 129,5m/121,5m
11 Tom Hilde Norwegia 227,9 124m/126,5m
12 Anders Jacobsen Norwegia 226,4 128m/122,5m
13 Emmanuel Chedal Francja 225,5 118,5m/131,5m
14 Kamil Stoch Polska 224,1 126m/123,5m
15 Johan Remen Evensen Norwegia 223,6 123,5m/126m
16 Peter Prevc Słowenia 222,3 124,5m/124m
17 Jakub Janda Czechy 221,4 126,5m/121,5m
18 Harri Olli Finlandia 217,8 117m/129m
19 Stefan Hula Polska 217,2 122,5m/124m
20 Daiki Ito Japonia 216,9 117m/128,5m
36 Krzysztof Miętus Polska 84,7 111,5m
Źródło artykułu:
Komentarze (0)