[b]
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jak wygląda twoje życie kilka miesięcy po tym, jak zostałaś medalistką igrzysk olimpijskich?[/b]
Katarzyna Zillmann, srebrna medalistka olimpijska z Tokio w wioślarstwie: Śmieję się, że po Tokio najpierw była seria wystąpień publicznych, a potem seria występów w gabinetach lekarskich. W ostatnim czasie zrobiłam sobie małe medyczne tournee, bo chciałam się pozaleczać przed wyjazdem na zgrupowanie do Portugalii.
Co musiałaś wyleczyć?
Chce nam się rozmawiać o kontuzjach?
To ważny temat. Pokazuje, jaką cenę w zdrowiu płaci się za olimpijski medal. Ciebie chyba dużo kosztował?
Dużo. Przede wszystkim od kwietnia miałam problem z nogą w odcinku biodrowo-piszczelowym. Typowa kontuzja przemęczeniowa. W końcu igrzyska miały się odbyć w 2020 roku, a odbyły się rok później. Człowiek nastawił swój organizm na cztery lata pracy i nagle się okazało, że musi popracować dłużej. Ten dodatkowy rok zrobił swoje. Jeszcze w czasie igrzysk bolało, ale wyłączyłam myślenie o tym i jakoś dałam radę. Tam nie było czasu, żeby się nad sobą rozczulać. W pełni zdrowa czy nie, trzeba było zrobić tak, żeby wrócić z medalem. Uraz do tej pory się odzywa, kiedy mocniej trenujemy. Dlatego przed Portugalią intensywnie krążyłam po specjalistach. Było by miło, gdybyś dał mi wymienić lekarzy, którzy mi pomogli.
Proszę bardzo.
Jestem bardzo wdzięczna pani Elżbiecie Skorupskiej i pani Marii Czader. Pierwsza to świetna osteopatka, druga ma autorską metodę leczenia suchą, głęboką igłą. One pomagały mi przed igrzyskami, po nich zresztą też. No i jeszcze doktor Krzesimir Sietych. Zrobił dobrą robotę przy moim urazie nadgarstka z wiosny.
Sucha, głęboka igła? Na sam dźwięk tych słów może przejść dreszcz. Co to takiego?
Medycznych szczegółów nie znam. Wiem tyle, co ze swoich doświadczeń z tą metodą. Pani Maria kłuje cię mocno w tyłek długą igłą i pomiędzy mięśniami szuka przyczyny bólu. Ukłuje cię gdzieś z boku w tyłek, a poczujesz coś w kolanie. Zdarza się, że ludzie, którzy już są zdecydowani na operację, idą do niej na wizytę i po trzech dniach są zdrowi. Polecam, choć nie ukrywam, że w czasie badania można "zejść". Boli totalnie! Same zabiegi wspominam jako jedne z najmniej przyjemnych w moim życiu.
Dość o nieprzyjemnych wspomnieniach, przejdźmy do tych zdecydowanie milszych. Jaki był dla ciebie czas zaraz po sukcesie w Tokio? Czułaś wtedy, że jesteś w centrum uwagi?
Tak. Igrzyska to w wioślarstwie dużo większa ranga zawodów, niż mistrzostwa świata czy Europy, a więc i zainteresowanie po sukcesie jest dużo większe. Tym bardziej w naszym przypadku, bo zdobyłyśmy w Tokio pierwszy medal dla Polski, na który ludzie nie mogli się doczekać. Przyznaję, że mocno to odczułam. Nigdy wcześniej nie było o nas tak głośno. Miałam wrażenie, że w pewnym momencie media mówiły tylko o nas.
Jak się z tym czułaś?
To było przytłaczające. Zwłaszcza, że spadło na nas nagle. Do naszego wyścigu medalowego świat zaczynał się i kończył na olimpijskiej mecie. A potem z miejsca stałyśmy się osobami publicznymi. Ja uważam, że być osobą publiczną to dużą odpowiedzialność. Znajdując się w tej pozycji chcesz ją wykorzystać, żeby dawać innym otuchę i dobry przykład. Mówiąc kolokwialnie: Nie chcesz tego spieprzyć. Trudno sobie wyobrazić jak to jest, jeśli nie doświadczysz takiej sytuacji na własnej skórze. Możesz sobie myśleć: Byłoby fajnie zostać kimś znanym, tak bym się wtedy zachował, tak to wykorzystał. Ale nie bierzesz pod uwagę presji, odpowiedzialności jaka na ciebie spada.
Musiałaś się pilnować, żeby zachowywać się jak na medalistkę olimpijską przystało?
Nie chciałam i nie chcę zakładać maski, być zupełnie inną osobą, niż jestem. Staram się zachować swoją prawdziwą twarz. Pozostać sobą, w tym dobrym znaczeniu. I nie przejmować się za bardzo różnymi rzeczami. Na początku, po medalu, przejmowałam się, bo wtedy był totalny kosmos jeśli chodzi o zainteresowanie. Teraz się uspokoiło, do tego ja się już przyzwyczaiłam do większej popularności i wiem, jak do niej podejść.
Czym się najbardziej przejmowałaś?
Tym, że czy tego chciałam czy nie, byłam na świeczniku. W zasadzie każda moja obecność w mediach mnie przerażała. A zapytań od dziennikarzy było mnóstwo. Wcześniej raz albo dwa razy do roku ty zadzwoniłeś, czasem Beata Stroińska-Oryl z TVP Poznań albo ktoś z TVP Bydgoszcz. I jak dla mnie było "luks". A tu nagle liczba maili w mojej skrzynce wzrosła lawinowo. W większości przypadków nie wiedziałam z kim mam do czynienia. W końcu stwierdziłam, że nie mam już siły sprawdzać tego w Google'ach. Potrzebowałam kogoś, żeby robił to za mnie. No i teraz mam menadżera, Dominika Gorzelańczyka. Od kiedy z nim współpracuję, jest mi dużo łatwiej.
Poza mediami wyczerpujące było też wypełnianie zobowiązań wobec sponsorów. I spotkania, całe serie spotkań. 30 szkół chciało, żebym do niej przyjechała i poprowadziła zajęcia dla dzieciaków. Z jednej strony super, bardzo lubię rozmawiać z dziećmi i młodzieżą, wydaje mi się, że mam z nimi dobry kontakt. Z drugiej strony żeby pojechać wszędzie tam, gdzie mnie zapraszano, musiałabym chyba odwiedzać po trzy szkoły dziennie. No ale w kilku miejscach byłam.
Starałaś się przekazać dzieciakom, że warto być sobą?
O rany, dlaczego od razu tak górnolotnie? Chodziło przede wszystkim o to, żeby dzieci zobaczyły, że olimpijczycy to ludzie z krwi i kości, że każdy z nas od czegoś zaczynał drogę po medal. I że warto powalczyć o swoje marzenia. A jeżeli chodzi o młodzież licealną, to w kwestii bycia sobą często mnie zaginała. Podawali przykłady sportowców z zagranicy, którzy zabierali głos w sprawach równości i tolerancji, a o których ja nie słyszałam. Mówiłam tylko: Tak tak, było tak jak mówisz. Byłam z nich bardzo dumna, że mówili o ważnej sprawie z błyskiem w oku.
Po Tokio było o tobie głośno również dlatego, że publicznie pozdrowiłaś swoją dziewczynę Julię. Z jakimi reakcjami ludzi na ten gest spotkałaś się po powrocie do Polski?
Wystarczyło, że zadałeś pytanie, a ja już się wzruszyłam. Pogadamy o tym innym razem, bo to temat na oddzielną rozmowę.
Czytaj także:
Przełom w życiu polskiej medalistki olimpijskiej. Pokazała się publicznie z dziewczyną
Polska medalistka IO została ambasadorką osób LGBT+. "Nie zamierzam się zmieniać"