Colin Edwards Sr od wielu lat zmagał się z rakiem mózgu. Lekarze zdiagnozowali u niego chorobę w 1993 roku. Już wtedy guz był na tyle duży, że nie zdecydowano się na operację. Amerykanin nie miał z tym jednak problemów. Pomimo kłopotów ze zdrowiem, wspierał karierę syna w World Superbike i MotoGP.
Przed rokiem na swoim Faceeboku opublikował post, w którym zdradził, że jest gotowy na śmierć. - Mija 21 lat od mojego przeszczepu wątroby, więc generalnie powinienem być martwy od 21 lat. Jeśli mam umrzeć w najbliższym czasie, to jestem z tym pogodzony - napisał w sierpniu 2016 roku.
W ostatnich miesiącach guz w mózgu sprawił, że Edwards Sr miał problemy z pamięcią oraz mobilnością. Nie potrafił ruszać jedną z rąk. - Moje ciało nie jest w dobrym stanie, mam problemy z poruszaniem. Chodzenie z laską jest koniecznością, jednak mimo wszystko korzystam z życia w pełni. To "coś" w mojej głowie miesza mi jedynie z pamięcią, ręce drżą, ale nie mogę narzekać - pisał na Facebooku Amerykanin.
Jak poinformował portal SuperbikePlanet, Colin Edwards Sr zmarł w nocy w trakcie snu. W dniach poprzedzających zgon nie stwierdzono u niego nagłego pogorszenia stanu zdrowia. Amerykanin miał 72 lat. Przed laty sam próbował swoich sił w wyścigach motocyklowych w ojczyźnie, ale ponieważ jego kariera nie rozwinęła się tak jak powinna, skupił się na startach syna.
Colin Edwards Jr dwukrotnie był mistrzem świata World Superbike, później przez wiele lat startował w MotoGP. Oficjalnie karierę zakończył w 2015 roku.