MotoGP. Skandal po śmierci 19-latka. "Nie zapytano nas o zdanie"

Mimo śmierci Jasona Dupasquier, wyścig MotoGP o GP Włoch odbył się zgodnie z planem. Decyzja władz mistrzostw nie spodobała się niektórym motocyklistom. - Nikt nie zapytał nas nawet o zdanie - mówi Danilo Petrucci.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
minuta ciszy ku pamięci Jasona Dupaquier Materiały prasowe / Repsol Honda / Na zdjęciu: minuta ciszy ku pamięci Jasona Dupaquier
Informacja o śmierci Jasona Dupasquier dotarła na tor Mugello chwilę po godz. 12, tuż przed startem wyścigu Moto2. Nie dziwiło zatem, że motocykliści z pośredniej kategorii rozpoczęli rywalizację o GP Włoch. Większość z nich nawet nie wiedziała, że 19-latek zmarł w szpitalu we Florencji. Zespoły nie chciały bowiem dekoncentrować swoich zawodników.

Wyścig MotoGP zaplanowano na godz. 14 i ani przez moment nie dyskutowano o jego odwołaniu. Tak zarządziła Dorna - firma zarządzająca motocyklowymi mistrzostwami świata. Na kilka minut przed startem rywalizacji zorganizowano jedynie ceremonię ku pamięci Dupasquier. Cały padok oddał hołd Szwajcarowi poprzez minutę ciszy.

"Prosiłem, abyśmy się nie ścigali"

Krótko po starcie na czele stawki znalazł się Francesco Bagnaia. Włoch upadł jednak na drugim okrążeniu. Na późniejszym briefingu z mediami w ogóle nie rozmawiał o wyścigu. Poświęcił go zmarłemu koledze z toru.

ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk

- Widziałem wiadomość o śmierci Jasona tuż przed startem Moto2. Od tego momentu próbowałem myśleć tylko o swoim wyścigu, ale to było niemożliwe. Próbowałem się na tym skoncentrować, ale potem nadeszła ta ceremonia, minuta ciszy... No i nie dało się - powiedział Bagnaia, którego cytuje "The Race".

- Zacząłem dobrze, byłem na czele... Niezależnie czy skończyłbym ten wyścig jako pierwszy, czy jako ostatni, to nic by nie zmieniło. To jeden z najgorszych dni w moim życiu. Po wiadomości o śmierci Jasona nic nie sprawiało mi frajdy. Poprosiłem, abyśmy się nie ścigali, bo to nie był właściwy moment na wyścig - dodał 24-latek.

Bagnaia zgodził się z dziennikarzami, że z organizacyjnego punktu widzenia "trudno sobie poradzić z taką sytuacją". Włoch stwierdził jednak, że gdyby zmarł motocyklista z kategorii MotoGP, to wyścig najpewniej nie doszedłby do skutku. - Mój upadek tu nie ma znaczenia. Myślę tylko o Jasonie, jego rodzinie. Straciliśmy 19-letniego chłopca! Trudno to zaakceptować. Równie trudno to, że ktoś pozwolił na to, abyśmy się ścigali po takiej tragedii - stwierdził Bagnaia.

Wtórował mu Danilo Petrucci. - Trudno jest zrozumieć taką decyzję, gdy masz na sobie kombinezon i masz się ścigać z prędkością 350 km/h. Tym razem tragedia spotkała Jasona, a co jeśli następnym razem trafi na mnie? Trudno nie mieć takich myśli - powiedział Włoch portalowi motorsport.com.

Petrucciemu nie spodobało się to, że Dorna w ogóle nie zapytała motocyklistów o zdanie, co do kontynuowania GP Włoch. - Nikt nas o nic nie pytał, nie odbyło się nawet żadne spotkanie. Mógł ktoś przyjść, powiedzieć "słuchajcie, jednego z was nie ma już wśród nas, ale zróbmy minutę ciszy, a potem oddajmy mu hołd poprzez ściganie się" - dodał zawodnik zespołu Tech3.

Wyścig hołdem dla Dupasquier

"The Race" skontaktował się z Dorną, aby zapytać, czy podejmowano rozmowy z rodziną zmarłego Szwajcara na temat kontynuowania rywalizacji. Zarządca MotoGP stwierdził jedynie, że "był w kontrakcie" z bliskimi 19-latka oraz jego zespołem już od soboty, kiedy to doszło do wypadku Jasona Dupasquier i było wiadome, że zawodnik znajduje się w stanie krytycznym.

Bagnaia przywołał zaś wydarzenia z roku 2016, kiedy to w Barcelonie zginął zawodnik Moto2 - Luis Salom. Wówczas rodzina Hiszpana pozwoliła na kontynuowanie weekendu wyścigowego i poprosiła, by był on hołdem dla Saloma.

- Powiedziałem naszemu menedżerowi, że nie chcę się ścigać, ale to nasza praca, więc musiałem wyjechać na tor. W takich sytuacjach jest naprawdę trudno. Przeżyłem to już po śmierci Luisa. Wtedy też po minucie ciszy byłem rozbity. Teraz też trudno było mi powstrzymać łzy podczas tej ceremonii - powiedział Bagnaia.

Sytuację organizatorów starał się zrozumieć Aleix Espargaro. - Byłem smutny po wiadomości o śmierci Jasona. Są zawodnicy, których taka tragedia pewnie nie rusza. Nie mówię, że to źle, ale po prostu ludzie różnie reagują na takie sytuacje. Sam jestem ojcem, mam tutaj w MotoGP brata Pola, więc gdy dochodzi tu do takiej tragedii, to zawsze jest mi trudno - powiedział Hiszpan.

- Mam ponad 300 wyścigów MotoGP na koncie, więc jeśli oddamy komuś hołd poprzez rezygnację ze ścigania, to nie będę miał nic przeciwko. Rozumiem jednak też drugą stronę. W wyścig zaangażowanych jest wiele ludzi, pieniędzy. Niełatwo jest odwołać takie zawody i to rozumiem - dodał Espargaro.

Z kolei Jack Miller, zespołowy partner Bagnai, ocenił, że "nikomu nie przyłożono pistoletu do głowy" i każdy z motocyklistów mógł sam wycofać się z GP Włoch. - Jestem pewien, że Jason kochał wyścigi i chciałby, aby rywalizacja trwała dalej. To jest to, co my uwielbiamy robić. Jeśli chcesz się ścigać, to możesz się ścigać. Doceniam to, że pozwala nam się robić to, co kochamy - powiedział Australijczyk.

- To nie pierwszy raz, gdy coś takiego się dzieje. I nie ostatni - podsumował gorzko Franco Morbidelli i trudno nie przyznać mu racji. Warto przy tym przypomnieć, że gdy w roku 2011 w GP Malezji zginął Marco Simoncelli, rywalizacji już nie wznowiono. Tyle że, jak trafnie zauważył Bagnaia, w tym przypadku mowa była o zawodniku z królewskiej kategorii MotoGP.

Czytaj także:
Jason Dupasquier nie żyje. Lekarze walczyli do końca
Show must go on po fatalnym wypadku Jasona Dupasquier

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×