Gdy Marc Marquez w roku 2019 po raz ósmy zostawał mistrzem świata MotoGP, miał ledwie 26 lat. Wróżono mu pobicie wszelkich rekordów w motocyklowych mistrzostwach świata, zrzucenie z piedestału Valentino Rossiego. Jednak dominacja Marqueza w wyścigach została nagle przerwana. Zaczęło się od fatalnego wypadku w roku 2020, kiedy to zawodnik Repsol Honda Team doznał poważnego złamania ręki.
Uraz nie goił się, spekulowano na temat możliwego końca jego kariery i dopiero po kilku miesiącach wyszło na jaw, że to kwestia zakażenia. Hiszpan musiał przejść kolejne operacje, co wpłynęło na jego przygotowania do sezonu 2021. Mimo to, udało mu się wygrać jeden z wyścigów i zasygnalizować powrót do czołówki.
Ten rok miał przynieść odpowiedź na to, czy Marquez może znów walczyć z młodszym pokoleniem, czy stać go na kolejne tytuły. W zimowych testach imponował tempem, ale znów przytrafił mu się koszmarny wypadek. Z powodu wstrząśnienia mózgu nie wystartował w GP Indonezji, ale eksperci i kibice twierdzili, że Marquez miał szczęście, iż skończyło się tylko na takim urazie. Wystarczy spojrzeć na to, co stało się w Lombok:
Podczas podróży powrotnej do Barcelony hiszpański motocyklista zaczął odczuwać problemy ze wzrokiem. Badanie w stolicy Katalonii wykazało u niego powrót diplopii, inaczej mówiąc - podwójnego widzenia. Marquez podobne problemy miał już w listopadzie 2021 roku, również po jednym z upadków.
Podwójne widzenie u Marca Marqueza
- Ocena neurookulistyczna przeprowadzona u Marca Marqueza wykazała powrót podwójnego widzenia, który spowodowany jest paraliżem czwartego nerwu prawego. Jest on jednak mniejszy od tego, jaki zdiagnozowaliśmy w listopadzie 2021 roku. Po badaniach podjęliśmy decyzję o leczeniu zachowawczym - przekazał dr Sanchez Dalmau, który opiekuje się wielokrotnym mistrzem świata MotoGP.
Podwójne widzenie oznacza, że wskutek urazu nerwu wzrokowego, osoba widzi dwa obiekty zamiast jednego. Choroba dotyka stosunkowo niewielki procent społeczeństwa. Jest znacznie rzadsza niż krótkowzroczność czy dalekowzroczność.
Wystarczy najmniejszy problem ze wzrokiem, by móc zapomnieć o ściganiu, bo w przypadku rywalizacji na torze odpowiednie wyliczenie punktu hamowania czy skrętu jest kluczowe. Marquez w obecnej sytuacji byłby zagrożeniem nie tyle dla rywali, co dla samego siebie.
Niekończące się problemy z okiem
Gdy jesienią zdiagnozowano podwójne widzenie u Marqueza, była to konsekwencja wypadku w GP Portugalii na torze w Portimao. Wtedy również były mistrz świata MotoGP doznał mocnego wstrząśnienia mózgu. Problemy z wzrokiem ciągną się za nim jednak jeszcze od sezonu 2011.
Gdy Marquez rywalizował w Moto2, serii poprzedzającej rywalizację w MotoGP, z powodu urazu oka opuścił dwa wyścigi, przeszedł skomplikowaną operację i stracił trzy miesiące na rehabilitację. Mimo to, udało mu się wrócić na motocykl, zdobyć tytuł mistrzowski w Moto2 i awansować do najwyższej klasy.
- To był najtrudniejszy moment w mojej karierze. Nie da się pracować i rehabilitować tego typu kontuzji. Nie możesz wybrać się do fizjoterapeuty i powiedzieć: "mam podwójne widzenie, co mam robić?". Gdybym wiódł normalne życie, to dałoby się z tym żyć, ale na motocyklu to problem - opisał przed paroma miesiącami swoje doświadczenia Marquez w dokumencie DAZN.
- Odwiedziłem ośmiu lekarzy. Zostałem umieszczony w maszynie, w której wygenerowano małą postać. Obrazy wydawały się rozdzielone, czasem połączone. Przeszedłem przez szereg różnych, pełnych bólu ćwiczeń. Fizycznie mnie to nic nie kosztowało, ale pod względem psychicznym zostałem zniszczony - dodał Marquez.
Gdy Marquez zdobywał kolejne tytuły mistrzowskie, eksperci zachwycali się jego jazdą i podkreślali, że talentem nadrabia braki motocykla Hondy. Japoński sprzęt zachowywał się nerwowo na hamowaniu, a Hiszpan jako jedyny ze stawki MotoGP potrafił go okiełznać. Kończyło się to kolejnymi wypadkami w treningach, w trakcie których Marquez próbował znaleźć granicę przyczepności. W wyścigach motocyklista uciekał jednak spod topora, unikając kontaktów z asfaltem.
Część komentatorów zwracała jednak uwagę na to, że któregoś dnia szczęście opuści Marqueza, że któryś wypadek w końcu skończy się poważną kontuzją. Niestety, mieli rację. - Ubiegłej zimy naprawdę myślałem o końcu kariery. Lekarz powiedział mi, że z moją ręką wszystko jest w porządku, kość w końcu się zrosła. Pojawiły się za to problemy z widzeniem. Najgorsze jest to, że nie wiesz, co cię czeka - powiedział Marquez w dokumencie DAZN przed startem sezonu 2022.
Trzy opcje Marqueza
Kilka miesięcy temu lekarze przedstawili Marquezowi trzy opcje. Pierwsza to czekanie i liczenie na to, że uszkodzony nerw wzrokowy sam się naprawi. Druga - operacja i obserwowanie sytuacji. Trzecia - zakończenie kariery. - W każdym z tych scenariuszy czujesz się jak przegrany - przyznał zawodnik z Katalonii.
- To był najtrudniejszy moment w mojej karierze. Czwarta zima z rzędu, w której doznałem kontuzji. Nie życzyłbym tego nikomu, nawet największemu wrogowi. Moim celem zawsze było wyzdrowienie przed zimowymi testami albo pierwszym wyścigiem. Wzrok to bardzo poważna kwestia - dodawał Marquez.
Wystarczył jeden upadek w GP Indonezji, by Marquez wręcz przeniósł się w czasie. Znów zmaga się z tym samym problemem, który doskwierał mu zimą. Hiszpańscy lekarze mówią, że być może najwcześniej gotowy do jazdy będzie w czerwcu, a być może już nigdy. Byłoby to równoznaczne z utratą szans na tytuł, choć to w tej chwili sprawa drugorzędna.
- Nigdy nie widziałem Marca tak przygnębionego. Na szczęście sprawa idzie ku lepszemu. Czuje poprawę ze wzrokiem i to też dobrze działa na jego głowę. Obyśmy szybko zobaczyli go z powrotem na torze - powiedział przed najbliższym wyścigiem Alex Marquez, młodszy brat Marca i również uczestnik MotoGP.
Czytaj także:
Wyścig zbrojeń w F1. Zespoły muszą liczyć pieniądze
Charles Leclerc gotów walczyć o tytuł
ZOBACZ WIDEO: Piękna miss Euro wbiła szpilkę gwiazdorowi Szwecji