"Kupiłem trumnę biednemu człowiekowi". Lukas Drozdowicz o kulisach życia w Tajlandii (wideo)

YouTube / Na zdjęciu: fundacja dla zmarłych w Tajlandii
YouTube / Na zdjęciu: fundacja dla zmarłych w Tajlandii

Lukas Drozdowicz jest pierwszym Polakiem ścigającym się w Tajlandii. Kierowca stara się przy tym odkrywać przed kibicami tajniki Azji. Dzięki niemu fani dowiedzieli się o fundacji, która pomaga w pochówku niezidentyfikowanych osób.

W tym artykule dowiesz się o:

O Lukasie Drozdowiczu zrobiło się głośno w zeszłym roku, gdy okazało się, że Polak startuje w wyścigach samochodowych w Tajlandii. Stworzył nawet akcję na portalu "Polak Potrafi", w ramach której kibice wsparli jego przygotowania do występów.

Dzięki temu stanął na starcie wyścigu w biało-czerwonym samochodzie, promując przy tym 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Zajął w nim wówczas trzecie miejsce.

Czytaj także: Możesz się poczuć jak Robert Kubica

- Kilka lat temu z jedną walizką, kilkuset dolarami w kieszeni i jasno sprecyzowanym celem poleciałem do Azji. Popełniłem wiele błędów, ale wiele się przy tym nauczyłem. Odkryłem sposób na realizację marzeń i dzięki temu życie stało się nieustającą przygodą, a praca pasją - powiedział nam Drozdowicz.

ZOBACZ WIDEO "Druga Połowa". Zmarnowany rok Jerzego Brzęczka? "Ten zespół nadal nie wie jak ma grać"

Nie tylko wyścigi

Drozdowicz właśnie szykuje się do kolejnego sezonu w Tajlandii. Plany są ambitniejsze, bo zakładają walkę o czołową trójkę w klasyfikacji krajowego cyklu.  - Dążę do tego, aby przygotować nowszą wersję samochodu. Dzięki temu będzie on lżejszy, a pod maską znajdzie się nieco mocniejszy, 600-konny silnik, zasilany wysokoprocentowym etanolem. Wówczas można myśleć o wygranej - stwierdził polski kierowca.

Przygotowanie nowszego samochodu wymaga większych środków, a pozyskiwanie ich w Tajlandii nie jest łatwe, zwłaszcza dla osoby z Polski. Drozdowicz pokazał jednak, że potrafi przyciągnąć uwagę. Na początku 2019 roku stworzył podcast radiowy i zaczął próbować swoich sił jako lektor. Internauci byli zauroczeni jego głosem (czytaj więcej o tym TUTAJ).

Teraz Drozdowicz poszedł o krok dalej. Właśnie przedstawił pierwszy film dokumentalny swojego autorstwa. Dzięki niemu dowiedzieliśmy się o fundacji, która w Tajlandii dba o pochówek osób, których tożsamości nie udało się ustalić lub też po prostu nie miały środków na zakup trumny.

- Fundacji dla zmarłych nie ma w programach wycieczek dla turystów. Zdarza się, że od czasu do czasu miejsce to odwiedzi jakiś bloger albo twórca filmów. Niestety, większość relacji można streścić tak: "odkryłem nowe miejsce, tutaj się wpłaca pieniądze, nakleja papier z czymś w obcym języku na trumny, a w świątyni robi się to, co widzicie na filmie". Postanowiłem po kolei wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje, co jest napisane na kartkach, dla kogo one są i jakie znaczenie mają rytuały w tym miejscu - powiedział nam Drozdowicz.

Pomoc najuboższym

W Tajlandii nie funkcjonuje odpowiednik polskiego zasiłku pogrzebowego, stąd bierze się działalność fundacji, które pomagają w pochówku osób, których danych nie można ustalić. To o tyle ważne, że państwo czy samorząd nie dofinansowują grzebania m.in. bezdomnych. Najtańszy pochówek może kosztować równowartość 65 zł.

- Zdaję sobie sprawę z tego, że to jest dość niszowy temat, ale nie sprawia mi przyjemności robienie filmów na temat tego co się “sprzedaje”. Na swoich filmach nie zarabiam, są wolne od reklam. W ten sposób uczę się nagrywać, mówić do mikrofonu i dzielę tym, czego przez wiele lat nauczyłem się w Azji o ich kulturze i zwyczajach - zdradził nam Drozdowicz.

To dzięki jego filmowi można się dowiedzieć m.in. że ratownicy z karetek pogotowia pomagają fundacjom odpowiadającym za grzebanie niezidentyfikowanych. Robią to społecznie, ale przy okazji wizyty w siedzibie takich organizacji można też złożyć datek na utrzymanie karetek, zakup paliwa czy środków medycznych.

Czytaj także: Pracownik szpitala w Paryżu o zdrowiu Schumachera

Wystarczy przyjść do siedziby fundacji, wpłacić dowolną kwotę, za co otrzymuje się rachunek, a następnie charakterystyczną różową kartkę. Za jej pośrednictwem można poprosić o wymazanie złych uczynków. To właśnie ten kawałek papieru przykleja się na jedną z zakupionych trumien.

Wiara w reinkarnację

Wielu Tajów decyduje się na wsparcie fundacji, bo wierzy w reinkarnację i to, że dobre uczynki przyczynią się do zapewnienia sobie lepszego życia w kolejnym wcieleniu. Poza wpłaceniem pieniędzy, można też dostarczyć do jej siedziby białe tkaniny, w które owijane są ciała przed kremacją.

Zgodnie z prawem obowiązującym w Tajlandii, datki na tego typu fundacje można odliczać od podatku dochodowego na koniec roku. Jednak większość Tajów tego nie robi. Zamiast tego, palą dowód wpłaty jeszcze w siedzibie organizacji. To komunikat wysłany w kierunku bogów, że nie wspiera się pochówku zmarłych dla korzyści finansowych.

Źródło artykułu: