Wielu Polaków mylnie myśli, że w DTM ścigają się kierowcy drugiej kategorii. Wcale tak nie jest. To zawodnicy równie utalentowani, którym na pewnym etapie zabrakło chociażby sponsora czy odrobiny szczęścia, aby dostać się do Formuły 1. A gdy trafili do niemieckiej serii wyścigowej, to czasem woleli tam pozostać i bić się o czołowe lokaty, niż zamykać tyły w niekonkurencyjnych ekipach F1. Parafrazując, czasem lepiej wygrać tytuł w DTM niż być kierowcą Williamsa w F1.
Dlatego też, gdy niektórzy kierowcy F1 wybrali starty w DTM, to sobie w tej serii nie poradzili. I to delikatnie mówiąc. A próbowali przecież jedni z najlepszych w swoim pokoleniu - Mika Hakkinen, David Coulthard i inni (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Robert Kubica poczeka na kontrakt z BMW
Dlaczego z Robertem Kubicą miałoby być inaczej? Już pierwsze testy DTM w hiszpańskim Jerez pokazały, że 35-latek nie ma większych problemów z autem, które określił "Formułą 1 z dachem". Wiadomo, że czasy w testach są niemiarodajne, uzależnione od tego w jakiej porze dnia były osiągane, itd. Jednak zawsze jest lepiej być z przodu niż z tyłu.
ZOBACZ WIDEO: F1. Robert Kubica o swoich początkach. "Musiałem podkładać poduszki na siedzenie żeby cokolwiek widzieć"
Dodatkowo BMW określiło testy Kubicy słowem "ekscytujące" (czytaj więcej o tym TUTAJ). Nieoficjalnie wiadomo, że zespół jest zadowolony z Polaka, który był w stanie kręcić czasy na poziomie Marco Wittmanna czy Philippa Enga, czyli kierowców ze sporym doświadczeniem w DTM.
Kubica jest skazany na sukces z jeszcze jednego powodu. Głodu ścigania. Z powodu wypadku nie ścigał się regularnie na torach ponad osiem lat. Można nawet napisać, że dziewięć, bo tegoroczne występy w barwach Williamsa trudno nazwać ściganiem się. Bardziej walką z samym sobą i własnym samochodem. Kubica nie toczył w tym roku pojedynków koło w koło, których tak bardzo mu brakuje, o czym wspominał na przestrzeni ostatnich miesięcy kilkukrotnie.
To sprawia, że Kubica jest bardziej zdeterminowany niż wszyscy inni kierowcy F1 razem wzięci, którzy w przeszłości trafiali do DTM. Hakkinen, Coulthard czy inni wybierali niemiecką serię wyścigową, by nieco przedłużyć swoją karierę wyścigową, by pobawić się samochodem. Czasem byli kuszeni przez wielkie firmy bajońskimi kontraktami. W końcu DTM to ledwie kilka weekendów w roku, znacznie mniej angażujące zajęcie niż chociażby F1.
Czytaj także: Czym jest DTM? Gdzie oglądać wyścigi?
Kubica nie chce sobie dorobić do emerytury. Nie zamierza odcinać kuponów. Gdyby trzeba było, pojechałby w DTM za darmo. Byle tylko dostać szansę na udowodnienie światu, że się nie skończył, że wciąż ma to "coś", że po wypadku nie zapomniał jak się jeździ. W końcu po roku spędzonym w Williamsie wielu ekspertów i zagranicznych dziennikarzy powiesiło psy na Kubicy.
I nawet jeśli on nie przejmuje się ich opiniami i nie czyta internetu, to pewnie chętnie zwróci im uwagę w przyszłym roku, że miał rację, gdy mówił o swoim potencjale i maskowaniu jego umiejętności przez brak konkurencyjności Williamsa. Zwłaszcza, że w przyszłym roku Kubica będzie też obecny w padoku F1 jako rezerwowy jednej z ekip. Będzie mieć szansę obcować z tymi, którzy w tym roku przedwcześnie go skreślili.