Życie Alexa Zanardiego to gotowy materiał na scenariusz filmowy. Włoski kierowca, gdyby miał nieco więcej szczęścia i wsparcia finansowego, być może zrobiłby karierę w Formule 1. Finalnie ma w swoim CV ledwie kilkanaście występów w F1. Zanardi triumfował za to w innych seriach - chociażby w Champ Car, gdzie dwukrotnie zostawał mistrzem.
Życie kierowcy z Bolonii naznaczył wypadek na niemieckim Lausitzringu w roku 2001, kiedy to prowadzone przez niego auto zostało zmiażdżone. Włoch doznał rozległych obrażeń, był transportowany helikopterem do szpitala w Berlinie. Kilkukrotnie go reanimowano. Lekarze ze stolicy Niemiec nie dawali mu większych szans na przeżycie, mimo decyzji o amputacji nóg.
Zanardi przeżył i ledwie kilkanaście miesięcy później znów był na torze - za kierownicą samochodu wyścigowego dostosowanego do jego niepełnosprawności. Zaczął się realizować w jeździe na handbike'u. Z igrzysk paraolimpijskich w Londynie i Rio de Janeiro wrócił ze złotymi medalami. Dla Włochów stał się bohaterem narodowym. Aż wydarzył się wypadek na krętej drodze pod Sieną.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak się poprawnie śpiewa hymn narodowy
Żona Zanardiego przemówiła
Zanardi w dobie koronawirusa chciał promować aktywność wśród osób niepełnosprawnych. Wziął udział w specjalnej akcji, która miała motywować osoby po przejściach do walki ze swoimi słabościami. Jednak w pewnym momencie coś poszło nie tak. Prowadzony przez niego handbike zderzył się z jadącą z naprzeciwka ciężarówką.
W sprawie wypadku jest więcej pytań niż odpowiedzi. Pod koniec kwietnia sąd w Sienie orzekł, że kierowca ciężarówki jechał zgodnie z przepisami i nie popełnił błędu. Rodzina Zanardiego odwołała się jednak od tej decyzji. Prawnicy byłego kierowcy F1 twierdzą, że samochód ciężarowy przekroczył kołami linię środkową, oddzielającą pasy ruchu i to na kierowcy spoczywa odpowiedzialność za fatalny wypadek.
54-latek doznał rozległych obrażeń - mocno ucierpiała m.in. jego głowa. Przez kilka tygodni znajdował się w stanie krytycznym. Lekarze po raz drugi nie dawali mu większych szans na przeżycie. Następnie wyrokowali, że uszkodzenia czaszki i nerwów są na tyle poważne, że nigdy nie odzyska widzenia. Gdy wybudził się ze śpiączki, mówili o cudzie. Po kilku miesiącach stan byłego kierowcy F1 poprawił się na tyle, że trafił do specjalnej kliniki rehabilitacyjnej.
W czwartek po roku od fatalnych wydarzeń na drodze pod Sieną głos zabrała żona Zanardiego. - Generalnie jest w stabilnym stanie. Przebywa teraz w specjalnej klinice, gdzie przechodzi przez proces rehabilitacyjny. Obejmuje on specjalne stymulacje. Jest cały czas pod opieką lekarzy, fizjoterapeutów, neuropsychologów i logopedów. Każdy chce, by wrócił do zdrowia - powiedziała Daniela Zanardi.
W ostatnich miesiącach rodzina nie komentowała oficjalnie stanu zdrowia Zanardiego. Jak się okazało, nieprawdziwe były doniesienia "La Gazetta dello Sport" o tym, że Zanardi zaczął mówić.
- Może się z nami komunikować, ale nadal nie jest w stanie mówić. Był przez długi czas w śpiączce i struny głosowe muszą odzyskać elastyczność. Jest to możliwe wyłącznie dzięki odpowiedniej terapii i ćwiczeniom. Nadal ma dużo siły w ramionach i dłoniach. Dzięki temu jest w stanie intensywnie trenować - zdradziła żona 54-latka.
Nie wie, kiedy wróci do domu
Obecnie rodzina włoskiego kierowcy nie zna odpowiedzi na kluczowe pytanie - nie wie, kiedy Alex będzie mógł wrócić do domu. - To kolejne, ogromne wyzwanie. Tak naprawdę to długa podróż i w tej chwili nikt nie podejmuje się przewidywania, kiedy będzie mógł nadejść ten moment - poinformowała żona Zanardiego.
Daniela Zanardi nie ukrywa, że ostatnie miesiące są dla niej trudne. Po raz drugi w życiu musiała mieć z tyłu głowy, że lada moment straci męża. Ten jednak, w swoim stylu, nie poddał się. - Teraz całą naszą energię wkładamy w jego powrót do zdrowia - dodała.
Włoszka o opublikowanie jej słów poprosiła biuro prasowe BMW, które w ostatnich latach mocno wspierało Zanardiego. Jeszcze pod koniec sezonu 2019 kierowca przy wsparciu firmy z Monachium brał udział w pokazowym wyścigu DTM tej marki. Oficjalnie Zanardi wciąż pełni funkcję ambasadora BMW.
- Przez ten rok otrzymaliśmy wiele wyrazów wsparcia. Dziękuję za każdą z nich w imieniu Alexa. Po konsultacjach z lekarzami, sądzę, że to był odpowiedni moment, by zabrać głos i przedstawić jak wygląda sytuacja. Tym wszystkim, którzy myślami są z Alexem, którzy modlą się o jego zdrowie, mogę powiedzieć jedno - on walczy. Jak zawsze - przekazała Daniela Zanardi.
Małżonka włoskiego kierowcy podkreśliła, że w najbliższym czasie nie będzie udzielać kolejnych wywiadów i poruszać tematu zdrowia 54-latka. - Wierzę, że to zrozumiecie - zakończyła.
Czytaj także:
Wotum zaufania dla Valtteriego Bottasa
Stworzył potęgę F1. Teraz doczeka się serialu