Robert Kubica zdradził kulisy dramatu w 24h Le Mans. Problemy zaczęły się dużo wcześniej

Zdjęcie okładkowe artykułu: Twitter / Orlen Team / Na zdjęciu: Robert Kubica
Twitter / Orlen Team / Na zdjęciu: Robert Kubica
zdjęcie autora artykułu

Zespół WRT długo przewodził stawce LMP2 w 24h Le Mans, ale na dwie minuty przed końcem zepsuł się samochód z numerem 41. Jak zdradził w TVP Sport Robert Kubica, problemy zaczęły się dużo wcześniej. Ekipa przejechała niemal połowę dystansu z usterką.

W tym artykule dowiesz się o:

Robert Kubica rozpoczął wyścig 24h Le Mans za kierownicą samochodu z numerem 41. Załoga WRT ruszała do rywalizacji z drugiej pozycji i od początku znajdowała się w ścisłej czołówce kategorii LMP2. W nocy znalazła się nawet na czele stawki i tasowała się na pierwszej pozycji wraz z siostrzaną ekipą WRT.

Ostatecznie Kubica i jego koledzy z załogi nie cieszyli się ze zwycięstwa, bo na dwie minuty przed metą Oreca 07-Gibson odmówiła posłuszeństwa. - Nie jest łatwo przyjąć na klatę. Szczególnie po takim wyścigu, gdzie od początku mieliśmy sporo pod górę przez niektóre problemy. Tak naprawdę przez 11 godzin jechaliśmy niesprawnym w 100 proc. autem - powiedział polski kierowca w TVP Sport.

Kubica podkreślił, że jego załoga nie miała też szczęścia, co do neutralizacji i żółtych flag. Z jego wyliczeń wynika, że samochód nr 41 stracił ok. czterech minut względem siostrzanego prototypu nr 31 wskutek różnych sytuacji na torze. - Samochód bezpieczeństwa i strefy wolne nie układały się po naszej myśli - stwierdził.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetna forma żony Kota. A zaledwie kilka miesięcy temu urodziła dziecko

- 11 godzin traciliśmy cenne sekundy na każdym okrążeniu. Auto spalało dużo więcej niż zwykle. Musieliśmy oszczędzać sporo paliwa. Były momenty, gdzie mogliśmy przycisnąć, ale jak się "męczysz" przez 11 godzin, to jedziesz z myślą, że zawsze jest pod górę - dodał Kubica.

Załoga Kubicy odzyskała sporo czasu wskutek problemów siostrzanej załogi nr 31 z podnośnikiem. Drugi samochód WRT stracił dwukrotnie sporo czasu podczas pit-stopów. To pozwoliło samochodowi prowadzonemu m.in. przez krakowianina wysunąć się na czoło stawki. Na kilka minut przed metą w boksach WRT pojawili się nawet przedstawiciele organizatorów 24h Le Mans i tłumaczyli kierowcom, w jaki sposób powinni udać się na podium.

36-latek nie ma pewności, czy pojawi się w przyszłorocznym 24h Le Mans, stąd też awaria w tegorocznej edycji wyścigu boli go tak bardzo. - Zasłużyliśmy na to zwycięstwo. To jest motorsport, trzeba mieć farta, a my go nie mieliśmy od początku. Już na pierwszym okrążeniu zostałem uderzony. Jakiś element auta odpadł, uderzył w szybę, antenę prawie wyrwało. Później zostaliśmy uderzeni z tyłu przez Magnussena i przez 21 godzin auto wibrowało. Przez 11 godzin mieliśmy awarię czujnika wydechu. Musieliśmy zmieniać mapy i jechaliśmy na awaryjnej, która była bogatsza w mieszankę. Przez to auto spalało więcej paliwa i musieliśmy je oszczędzać - podsumował Kubica.

Czytaj także: Obajtek o dramacie Kubicy w 24h Le Mans Pokazano załamanego Roberta Kubicę. Serce pęka

Źródło artykułu: