Kowalczyk, Stoch, Żyła. W Pjongczangu czyha na nich potężne niebezpieczeństwo?

Getty Images / Na zdjęciu: Pjongczang
Getty Images / Na zdjęciu: Pjongczang

Napięcie na Półwyspie Koreańskim sięga zenitu. Mówi się o "wojnie nuklearnej", o "czerwonym przycisku", o "rakietach". A przecież już za niespełna pół roku w samym środku tego regionu odbędą się zimowe igrzyska olimpijskie.

Igrzyska olimpijskie - czas miłości, przyjaźni, porozumienia między zwaśnionymi narodami, zawieszenia działań wojennych. Niezależnie od poglądów religijnych, politycznych czy społecznych. Całkiem prawdopodobne, że najbliższe zimowe igrzyska, które odbędą się w Korei Południowej (5-29.02.2018, Pjongczang), staną się dowodem na to, że powyższa teza jest już przeżytkiem. A szlachetne idee powiązane ze zmaganiami najlepszych sportowców świata to utopia.

Kilka tygodni temu (pod koniec czerwca 2017) prezydent Korei Południowej, Mun Dze In, zaproponował Korei Północnej wspólny start w igrzyskach. - Zakopmy topór wojenny na ten piękny czas, wystartujmy pod jedną flagą, wspólnie zdobywajmy medale - napisał w między innymi oficjalnej depeszy.

Zaledwie kilkanaście dni po tych słowach, 4 lipca 2017 roku, z północnej części półwyspu koreańskiego wystrzelono rakietę, która zdaniem fachowców byłaby w stanie przenieść ładunek nuklearny. W ten sposób przywódca Korei Północnej Kim Dzong Un "odpowiedział" na propozycję pokoju na czas igrzysk...

Kim Dzong Un i jego czerwony guzik

Pjongczang, który zamieszkuje niewiele ponad 40 tysięcy ludzi, jest położony zaledwie 50 kilometrów na południe od Koreańskiej Strefy Zdemilitaryzowanej, która powstała 64 lata temu i ma zapobiegać prowokacjom wojskowym z obu stron. - Nie jest jednak trudno sobie wyobrazić, że Korea Północna kieruje na ten teren jedną ze swoich rakiet, a Kim Dzong Un naciska czerwony guzik - przyznał w jednym z wywiadów Kim Uch-Lee, południowokoreański specjalista ds. obrony. - Na oczach całego świata doszłoby do jednego z największych w historii zamachów. Zginęłoby tysiące najlepszych sportowców świata. Osób, które porywają swoimi występami miliardy ludzi.

ZOBACZ WIDEO #dziedobryLatoWP. Lićwinko i Baumgart o MŚ w Londynie: Wzajemnie się wspierałyśmy

- Aby nie doszło do takiej sytuacji, monitorujemy przez cały czas sytuację w tym rejonie - Międzynarodowy Komitet Olimpijski próbuje robić dobrą minę do złej gry i wydaje regularnie uspokajające komunikaty.

Szefowie MKOl-u podkreślają, że w Korei Południowej odbyły się już igrzyska i nic się nie stało. Rzeczywiście, w 1988 roku w Seulu spotkali się najlepsi sportowcy letnich dyscyplin. I też pojawiły się spekulacje, że Korea Północna może zniszczyć zaporę, zalać obiekty olimpijskie i w ten sposób uniemożliwić przeprowadzenie sportowego święta. Ale czy to oznacza, że i tym razem wszystko się skończy dobrze?

"Niekontrolowana faza wojny nuklearnej"

Takiej pewności nie mamy i mieć nie będziemy. Zwłaszcza, że Korea Południowa z jednej strony wyciąga rękę do sąsiada z północy, a z drugiej go prowokuje. Obecnie trwają wielkie manewry wojenne, w których uczestniczą dziesiątki tysięcy żołnierzy z USA i właśnie Korei Południowej.

Potężne siły wojenne obu krajów - corocznie - organizują takie ćwiczenia. I regularnie wywołują mocną reakcję w Korei Północnej. Kim Dzong Un nie ukrywa oburzenia i straszy oba kraje. - Ten zupełnie niepotrzebny i nierozważny pokaz siły może wywołać niekontrolowaną fazę wojny nuklearnej - zakomunikował w oficjalnym wystąpieniu telewizyjnym.

Jak w takiej atmosferze Justyna KowalczykKamil Stoch czy Piotr Żyła mają przygotowywać się do sportowego święta? - To nie jest normalna sytuacja - podkreślają w nieoficjalnych rozmowach pracownicy Polskiego Komitetu Olimpijskiego. I zaraz dodają już oficjalnie: - Nie z takimi problemami światowy olimpizm sobie radził, więc poradzi sobie i z tą sytuacją.

Nasi sportowcy nie chcą nawet komentować doniesień z Azji. - Myślimy tylko o sporcie, polityka nas nie interesuje - zgodnie podkreślają.

Trump nie pomaga

- Istotą igrzysk olimpijskich jest wykorzystanie sportu do pokonania nawet największych podziałów politycznych - powiedział w rozmowie z CNN John Delury, profesor z Uniwersytetu Yonsei, z siedzibą w Seulu.

- Problem w tym, że patrząc na to, co robią obecnie Donald Trump i Kim Dzong Un, trudno uwierzyć w tę ideę - napisał w "The Guardian" Bryan Armen Graham.

MKOl nie chce się przyznać, ale wiadomo, że istnieje plan przeniesienia igrzysk w inne miejsce. Najprawdopodobniej chodzi o któryś z kurortów w Europie, w Alpach lub w Skandynawii. - Oczywiście to bardzo trudne zadanie z punktu widzenia logistyki, ale gdybyśmy nie mieli wyjścia... - miał powiedzieć dziennikarzowi ESPN jeden z wysoko postawionych działaczy światowej organizacji.

Pjongczang (nie mylić ze stolicą Korei Północnej, Pjongjang - przyp. red.) w tłumaczeniu na język polski oznacza "pokój" ("pjong") i "pomyślność" ("czang"). - Wierzymy, że właśnie nasze igrzyska przyniosą całemu światu właśnie te dwie jakże cenne wartości - powiedział podczas jednej z konferencji prasowych Choi Moon-Soon, który jest gubernatorem prowincji Gangwon, w której leży miasto-organizator IO 2018.

- Przy obecnym tempie zaogniania sytuacji na linii Korea Północna - Korea Południowa, z USA w tle, trudno się spodziewać, aby igrzyska w ogóle się odbyły. Przecież wojna jest dosłownie na wyciągnięcie ręki - skomentował z kolei Graham.



Źródło artykułu: