Justyna Kowalczyk ma za sobą wycieczkę po północnych Włoszech. Teraz już wie, czy bezpieczniej jest tam, czy może jednak w Polsce. Sportsmenka zauważa w "Gazecie Wyborczej", że w Italii nikt nie musi nikogo prosić o zachowywanie odstępu czy noszenie maseczek.
Wyjawia, że "gdy tankowała auto, wchodziła do sklepu jednymi drzwiami, a wychodziła drugimi". W hotelu nie było mowy o takim szwedzkim stole, jaki doskonale znamy. Za wielką szybą stała pracownica obiektu, która nakładała jedzenie.
"Tak, czułam się tam bezpiecznie. Gdy wróciłam do Zakopanego, tłum beztroskich ludzi płynący z Krupówek po prostu mnie przerażał. Obyśmy nie musieli uczyć się tak strasznie jak Włosi, tracąc kogoś bliskiego" - podkreśla Kowalczyk w "GW".
ZOBACZ WIDEO: Lotos PZT Polish Tour. Paula Kania-Choduń: Tenis w końcu sprawia mi przyjemność
To jednak nie wszystko. Zdradza również, że "gdyby miała czas pojechać na wakacje, wybrałaby się do Włoch. Może do Lombardii". Przypomnijmy, że właśnie ten rejon Italii szalenie mocno odczuł skutki koronawirusa. W pewnym momencie zgonów zakażonych było tam tak wiele, że trumny z ciałami wożono wojskowymi ciężarówkami. Składowano je m.in. w kościołach.
Ostatnie raporty Ministerstwa Zdrowia na temat epidemii koronawirusa w Polsce nie napawają optymizmem. Pokaźne wzrosty zakażeń (przekraczające dziennie nawet 800 przypadków) doprowadziły do tego, że kraj został podzielony na strefy. Największe obostrzenia wprowadzono w "czerwonych" powiatach. Ma to pomóc w spowolnieniu rozprzestrzeniania się COVID-19.
Przypomnijmy, że w całym kraju wciąż obowiązuje nakaz zakrywania twarzy m.in. w obiektach zamkniętych. Na świeżym powietrzu nos i usta mogą być odkryte, ale trzeba pamiętać o odpowiednim dystansie. Bezpieczną odległość należy zachowywać praktycznie wszędzie.
Czytaj także:
- Sukces Polskiej Federacji Fitness. Rząd nie zamknie ponownie klubów
- Eddy Planckaert martwi się o Dylana Groenewegena. Twierdzi, że on też jest ofiarą