Paweł Przedpełski po zajęciu szesnastego miejsca na inaugurację Speedway Grand Prix w chorwackim Gorican miał wiele do udowodnienia. Torunianin z pewnością na PGE Narodowy w Warszawie przyjechał z nadzieją, że uda mu się namieszać i potwierdzić, że stać go na ściganie z najlepszymi na świecie.
Przedpełski już podczas kwalifikacji pokazał, że czasowy tor w Warszawie może mu odpowiadać, choć akurat w jego przypadku skończyło się na siódmym czasie dnia.
W sobotnim turnieju prezentował się niczym podczas jazdy na kolejce górskiej - zaczął od drugiego miejsca, by później przy swoim nazwisku zapisywać: jedynkę, trójkę, jedynkę i dwójkę. Taki bilans pozwolił mu po raz drugi w karierze zameldować się w półfinale zawodów Grand Prix.
ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"
W 21. biegu dnia Przedpełskiemu nie udało się już zawojować i przyjechał do mety za plecami trójki rywali. To oznaczało, że z Warszawy wyjeżdża na ósmym miejscu i z dziewięcioma punktami do klasyfikacji generalnej.
- W półfinale nie wyjechałem ze startu i to był główny problem. Później trochę żałowałem, że nie wybrałem jednak tego trzeciego pola, ale jak to mawiają - mądry Polak po szkodzie. Chociaż z drugiej strony też nie wiem, czy to trzecie pole byłoby akurat dobre. Tak się poukładało i po starcie, po równaniu, kiedy mocno był lany tor, to trudno było coś zrobić - powiedział w poturniejowej rozmowie emitowanej na antenie TTV.
Reporter w rozmowie z Przedpełskim nawiązał do wydarzeń, które miały miejsce w pierwszym półfinale. W nim od początku prowadził Max Fricke, którego zaciekle atakował Bartosz Zmarzlik, jednak jeden błąd kosztował Polaka to, że minął go jeszcze jeden przeciwnik i musiał się obejść smakiem, jeśli chodzi o finał turnieju w Warszawie. - Być może wcześniej, gdybym się tak nie zjechał z Fredrikiem Lindgrenem i był ich bliżej, to może na tym zamieszaniu bym zyskał, ale byłem za daleko i jest, jak jest.
Reprezentant Polski, który debiutuje w gronie stałych uczestników Indywidualnych Mistrzostw Świata podkreślił, że był zadowolony z tego, jak w Warszawie prezentowały się jego motocykle.
- Co bieg trzeba było wprowadzać zmiany, ale tutaj każdy jest szybki, a jak spojrzymy w program, to każdy gubi punkty. Grand Prix rządzi się swoimi prawami i tutaj przywieźć zero, to nie jest jakaś siara - skomentował żużlowiec.
Czytaj także:
Chcą, żeby Greg Hancock wznowił karierę! Otrzymał ofertę z klubu PGE Ekstraligi
Jako jedyny nie bał się eksperymentu