"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Historia polskiego speedwaya zna kilka bardziej trafnych decyzji niż tegoroczne rozszerzenie fazy play-off PGE Ekstraligi do sześciu drużyn. Mimo to, przyznajcie sami, emocji nie brakuje. W Lesznie są dumni z Janusza Kołodzieja, który - tak uważam - powinien jeździć w powiewającej chuście, niczym bohaterowie czasów zaprzeszłych. Bo to wyjątkowy ścigant, bohater lokalnej społeczności i przypomina dawnych herosów. Zawsze mnie bawi to marne i ubogie pod względem synonimów branżowe słownictwo, np. wtedy gdy czytam "o rycerzach czarnego toru z grodu nad Ołobokiem, którzy trenowali na swoim domowym owalu".
Ale wiecie, co? Do Kołodzieja to akurat pasuje wyjątkowo - bo to faktycznie taki rycerz czarnego toru. A uroku dodaje postaci fakt, że Janusz nie zawsze jest perfekcyjny. Bo gdyby był, to by sięgał po medale indywidualnych mistrzostw świata, a przecież nigdy mu taki nie groził. Jest za to regionalnym bohaterem, który potrafi ściąć głowę każdego mistrza. Czasem to taki błędny rycerz, którego pociągnie na niewłaściwą ścieżkę pola bitwy, a czasem Zawisza Czarny, dla którego honor jest najwyższą wartością. Honor, nie pieniądze.
ZOBACZ WIDEO To oni rządzą żużlem z tylnego siedzenia? Faworyzowanie niektórych zawodników i wyścig zbrojeń
Ręką dodaje Kołodziej gazu, a nogą musi czasem hamować. By szukać swojej flagowej przycinki i długachnej prostej. W sumie to mógłby jeździć w hełmie husarskim i z byczym sztandarem na drzewcu, przytrzymywanym pod pachą, bo jest w tych atakach coś z typowej szarży. No ale dosyć tych batalistycznych porównań, znów ktoś napisze, że Koerber to taki żużlowy Sienkiewicz - opowiada bajki. Choć, przyznaję, uśmiechnąłem się przy tej krótkiej charakterystyce.
Po niedzielnym meczu Fogo Unii z For Nature Solutions Apatorem o czym innym się jednak mówiło w pierwszej kolejności. O decyzji sędziego, który - możecie się tego domyślać lub nie - nie miał przyjemnej podróży powrotnej do domu. I nie żyje mu się teraz lekko. Bo swój fach zna i po czasie z pewnością wie, że w pewnym momencie przycisnął jednak nie ten guzik, co powinien. Gdy przerwał 13. wyścig, zanosiło się, że za chwilę dopełni formalności i przez wielu zostanie doceniony. Tzn. pokaże, że nie trzeba czekać na "dzwonek", by ukarać kogoś za niebezpieczną jazdę i wyrzuci z powtórki Pawlickiego.
Podczas oglądania powtórek arbiter najwyraźniej zaczął jednak nabierać przekonania, że ten Piotr nie taki winny. Choć zupełnie czysty nie był i decyzją o jego wykluczeniu by się sędzia obronił. Tym bardziej, że leszczynianin już gonitwę wcześniej brutalnie potraktował Dudka, zasługując przynajmniej na ostrzeżenie. Otóż Pawlicki po drugim nieudanym biegu słyszał już gwizdy, bo w Lesznie nie ma zmiłuj. Był na musiku i zdesperowany. Więc zaczął jechać na granicy, a nawet ją przekraczać. Gdyby sam został w taki sposób potraktowany, jak on potraktował dwukrotnie Dudka, zapewne po wyścigu stuknąłby Patryka w kask.
Co ciekawe, to Pawlicki właśnie daje i odbiera Bykom zwycięstwa. Taka jest po prostu zależność - gdy on wygrywa, to i zespół. Gdy przegrywa, drużyna również. A poza wszystkim, klaskał tym razem nie będę, choć też bym przesadnie Pawlickiego nie krytykował za niedzielną postawę. Bo ze sportowego punktu widzenia pokazał charakter. Podniósł się, gdy mu nie szło. Nie był przesadnie szybki, więc momentami musiał jeździć w poprzek, jak Pedersen, by móc walczyć o swoje i bronić swojego terytorium. Tym razem miał szczęście - żadnej kary za ostrą jazdę nie poniósł, a tylko na niej skorzystał.
Nawiasem mówiąc, te ostrzeżenia za niebezpieczną jazdę to takie nic nieznaczące grożenie palcem. Bo brutalowi nic nie zabiera, a poszkodowanemu nic nie oddaje. Ani punktów, ani pieniędzy.
A co zrobić z sędzią, który popełnił błąd? Ja uważam, że wyrzucanie ich poza nawias na długie tygodnie jest co najmniej nie fair, a może nawet nieludzkie. Bo sportowiec, gdy coś zawali, za tydzień może się poprawić. Może znów poczuć się lepiej i zapomnieć o czarnym rozdziale życia. A sędzia? Mamy go zostawić samego ze swoim problemem? Z czarnymi myślami? Żeby się pogrążał i rozmyślał? Nie tędy droga. Jeśli tego potrzebuje, niech wraca jak najszybciej na karuzelę. By poczuć się lepiej i móc szybciej puścić w niepamięć to, co złe. Sędziowie to też ludzie. To powiedzenie, że sportowiec jest wart tyle, ile jego ostatni mecz to sama prawda. I śmiało można z nim wyjść poza granice sportu - każdy człowiek jest wart tyle, ile jego ostatni występ. Dlatego nie linczowałbym Artura Kuśmierza tylko dlatego, że ktoś go zrobił sędzią sobotniej Grand Prix Czech w Pradze. Co, chcielibyście, żeby sędzia, który pomyli się wiosną, wisiał do końca lata? Przecież jesienią i zimą funkcji sędziego nie pełni. A rok ma tylko cztery pory roku i żadnej więcej.
Torunian szkoda, byli dzielni. Ktoś w tym biegu 13. prowadził przed przerwaniem i nie był to nikt z Leszna, tylko Lambert. A to różnica, przegrywać przed nominowanymi 38:40, zamiast wygrywać 40:38. Czternasty wyścig też mógł się inaczej ułożyć, bo Pawlicki nie jechałby na fali, tylko siedział roztrzęsiony na minie. Gdybanie…
A później mieliśmy mecz we Wrocławiu, gdzie Betard Sparta nie dała się chłopakom w bermudach. Zdaje się, że Bartek Kowalski znów usłyszał pytanie o dodatkowy smaczek z uwagi na jesienny romans z Gorzowem. W zasadzie to większość meczów PGE Ekstraligi ma taki podtekst, bo tych romansów chłopaka było przecież więcej.
Na Olimpijskim sporną sytuację stworzyli z kolei Tai Woffinden i Patrick Hansen, choć moim zdaniem wszystko tam było jasne. Woffinden pół fałszywego ruchu nie wykonał. Wystarczyło, by tracący pozycję rywal odjechał na drugi krąg, we Wrocławiu miejsca nie brak. Ot, książkowe wymuszenie przez Duńczyka. Gdyby Woffindena tam nie było, to Hansen wjechałby po prostu dwoma kołami na murawę. Tak szybko na prostej i w takim kierunku się składał, by, tracąc pozycję, doprowadzić do kontaktu z przeciwnikiem i ugrać coś dla siebie. Zresztą już chyba wcześniej pokazał, że jest pojętnym uczniem i ma zadatki aktorskie. Moim skromnym zdaniem, oczywiście.
Cieszę się, że w ekipie gości swoje szanse dostaje Wiktor Jasiński, szykowany podobno na przyszły rok jako jeździec U24. Na odbicie trzeciego miejsca Kowalskiemu potrzebował chwili, a przecież młodzieżowiec WTS-u do maruderów nie należy. Poza tym Jasiński prezentował szybkie wyjścia i całkiem nieźle wygląda na motocyklu. Nie jest to żaden dominator, ale kto wie, może PGE Ekstraliga go nie wypluje, tylko zakwateruje na jakiś czas. Oby na jak najdłużej.
A więc znów mieliśmy trochę kontrowersji. Eksperci są jednak przeciwni temu, by sędziowie mieli możliwość powtarzania przerwanego wyścigu w pełnej obsadzie. Akurat niedzielne wydarzenia czegoś takiego nie wymagały, choć generalnie ja jestem za. Nie zgadzam się z głosami, że gdyby regulamin dopuszczał powtórki w czterech, to mecze trzeba by zaczynać w południe, a kończyć przy jupiterach. Przecież przerwany wyścig i tak trzeba powtórzyć.
A czy w czwórkę, czy w dwójkę, to zupełnie bez znaczenia dla czasu trwania widowiska. Zresztą, mówimy o sytuacjach skrajnie trudnych do oceny, np. takich, gdy ktoś traci szprychy w kołach i sterowność maszyny. Nie zaś o uciekaniu w ten sposób arbitrów od odpowiedzialności. Nie w tym rzecz.
A więc Betard Sparta wygrała, bo okazała się nieco lepsza od rywala. I nie musiała wysyłać na tor Grega Hancocka, a czytam, że ponoć klub nieśmiało dopingował Amerykanina do takiego powrotu. Powiem tak - jeśli to miałoby wypalić, to po co ta cała szopka? Te całoroczne przygotowania młodych ludzi, katujących się dietą pudełkową, na rowerach, w siłowni, w śniegu po pachy. A poza tym - no nie. Nie wierzę, że Hancock chciałby się bohatersko i ryzykownie zakładać na Doyle'a oraz Pawlickiego w pierwszym łuku. Bo niby co miałby do wygrania, żeby znów kłaść na szali zdrowie? Parę złotych? Głodem nie przymiera, a czapka Monstera wciąż grzeje. Dziwię się więc, że szefowie klubu - jak donosiły media i sam Amerykanin - kusili emerytowanego sportowca. Bo żeby proponować dziadkowi igranie z życiem, to jednak trzeba nie mieć skrupułów i sumienia. Z jednej strony mamy po coś Ekstraligę U24, a z drugiej próbujemy urabiać 52-latka?
A na koniec tej pasjonującej kolejki dowiedziałem się, że Woryna dostanie karę dyscyplinarną za to, iż po wyścigu poszedł do boksu Kasprzaka przybić z nim piątkę. A po meczu może zadzwonić do Kasprzaka, czy tylko z telefonu dziewczyny?
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Trener Wilków: Pierwszy raz widziałem, by ktoś bił młotkiem po torze
- Ten upadek mógł się zakończyć fatalnie dla Kubery! [WIDEO]