Piotr Pawlicki kolejny rok próbuje wrócić do czołówki polskich zawodników, ale po sześciu kolejkach zajmuje w klasyfikacji indywidualnej PGE Ekstraligi dopiero 16. miejsce ze średnią 1,862 pkt/bieg. Dodatkowo, w ostatnim meczu widać było, że żużlowiec jest gotowy na coraz większe ryzyko, by tylko zdobywać kolejne punkty.
W wyścigu 13. Pawlicki wywiózł Patryka Dudka pod samą bandę, a później miał szczęście, że sędzia nie zauważył jego faulu i dopuścił go do udziału w powtórce. Gdyby nie błąd arbitra, to Fogo Unia Leszno najprawdopodobniej przegrałaby prestiżowe spotkanie, a antybohaterem gospodarzy byłby właśnie Pawlicki.
- To już kolejny sezon, w którym widać wyraźnie, że ten zawodnik się męczy i cały czas szuka prędkości. Widać u niego dużą determinację, ale im bardziej się stara, tym bardziej mu nie wychodzi. Wydaje mi się, że przydałby mu się transfer do innego klubu i zmiana środowiska. Takie odświeżenie być może rozwiązałoby część problemów i pomogło w powrocie do najwyższej formy - dodaje Krzystyniak.
Gdyby Pawlicki skorzystał z rady byłego trenera, to na brak nie powinien narzekać, bo co roku ustawia się po niego kolejka chętnych. Przed tym sezonem ostatecznie zdecydował się zostać w swoim macierzystym klubie. Działacze Fogo Unii wobec odejścia Emila Sajfutdinowa nie mogli bowiem pozwolić sobie na stratę kolejnej ikony.
- Paradoksalnie na takiej zmianie bardziej skorzystałby sam zawodnik, który dostałby nowy bodziec do ciężkich treningów, bo w nowej drużynie musiałby od początku walczyć o pozycję. Mam wrażenie, że trochę się już w Lesznie zasiedział - mówi na zakończenie były zawodnik Unii.
Czytaj więcej:
Znana wysokość kar dla Wilków Krosno
Cieślak o systemie VAR w żużlu