Najbliższa runda cyklu SGP odbędzie się już w sobotę w Pradze. Fredrik Lindgren udaje się do stolicy Czech z chęcią przedłużenia świetnej serii trzech z rzędu występów w finale oraz sześciu w półfinale na Markécie, która jest obiektem najdłużej związanym z tą prestiżową serią w jej historii.
Dodatkowo należy wspomnieć o bardzo dobrym wyniku, który Szwed osiągnął w swoich dotychczasowych występach na wspomnianym PGE Narodowym. Na tym obiekcie cztery razy na pięć występów stał on na podium. Najlepszy na tym obiekcie, który może pomieścić kilkadziesiąt tysięcy kibiców, był on w 2017 roku. W kolejnym sezonie uplasował się na trzeciej pozycji, aby rok później zakończyć zmagania o stopień wyżej (wcześniej, w 2016 roku zajął wysokie, piąte miejsce).
Kończąc turniej w Warszawie na podium odkuł się on po niezbyt udanej inauguracji w chorwackim Gorican, gdzie nie udało mu się wywalczyć awansu do półfinału i rywalizację zakończył na 9. pozycji. Obecnie zajmuje on 5. lokatę w klasyfikacji generalnej, tracąc do lidera Bartosza Zmarzlika zaledwie osiem punktów. Dwukrotny brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata (2018 i 2020) obecny sezon rozpoczął z mieszaną formą, jednak przed turniejem w Pradze jest zadowolony ze swojej zdobyczy.
ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik pogubił się sprzętowo? Chomski zdradza szczegóły przygotowań Słowaka
Powoli udoskonala niedociągnięcia
- Czuję, że powoli wygląda to coraz lepiej. Jest jeszcze kilka małych szczegółów, ale sądzę, że je poprawiam. Mam nadzieję, że teraz mogę tak naprawdę rozpocząć mój sezon. W Szwecji również radzę sobie całkiem dobrze i czuję, że moja forma jest odpowiednia - mówi Fredrik Lindgren na łamach fimspeedway.com.
Wracając do cyklu Grand Prix należy pamiętać, że za nami dopiero dwa turnieje, a do rozegrania pozostało jeszcze co najmniej osiem, nie licząc odwołanych zawodów w Rosji oraz coraz bardziej wątpliwych na antypodach.
- Sprawa jest cały czas otwarta. Odjechaliśmy dopiero dwie rundy. Musimy poczekać kilka kolejnych, aby zobaczyć, jak będzie układała się tabela. Bardzo ważnym będzie utrzymanie się w czołówce w następnych turniejach. Naprawdę potrzebowałem dobrego występu w Warszawie, aby się odbić i wspiąć wyżej w klasyfikacji mistrzostw świata. Bardzo cieszę się z tamtego trzeciego miejsca. To był dla mnie naprawdę ciężki wieczór - dodaje doświadczony Szwed.
Kluczem do dobrego wyniku było szczęście w półfinale
Lindgren zakończył zawody w stolicy Polski na podium, choć wcześniej dwukrotnie przytrafiła mu się niefortunna sytuacja. Najpierw, gdy jechał na drugim miejscu, zerwał mu się łańcuch i nie był on w stanie zapunktować, a później trafił w koleinę na drugim wirażu i zanotował upadek. W tym samym miejscu w półfinale problemy miał jednak również Bartosz Zmarzlik, przez co Szwed mógł ostatecznie zameldować się w biegu finałowym.
- Walczyłem we wszystkich wyścigach o każdy punkt, a szczerze mówiąc w półfinale miałem trochę szczęścia. Wystąpiłem jednak w finale, aby ostatecznie stanąć na podium i tak to właśnie czasami wygląda. W siódmym biegu zerwał mi się łańcuch, gdy jechałem na drugim miejscu. Wpadłem w koleinę, co postawiło mnie w sytuacji, w której musiałem na swoim koncie mieć wygrane biegi. Wtedy trzeba wyjechać na tor i wykonać to. Musiałem to zrobić w swoim trzecim i czwartym wyścigu (Szwed obydwa wygrał - przyp. red.) - podkreślił.
Lindgren celebrował dekorację przed wielotysięczną publicznością w Warszawie, a w tym sezonie ponownie fani mogli wizytować największy obiekt w serii po trzech latach przerwy, spowodowanej pandemią COVID-19. Kolejnym tak dużym miejscem jest Principality Stadium w stolicy Walii, gdzie żużlowa elita będzie rywalizować w pierwszej połowie sierpnia.
Jego największa fanka była na trybunach
- Naprawdę starałem się cieszyć tą chwilą. Nie mamy wielu wydarzeń, takich jak to. Cardiff i Warszawa są dla nas największe. Ten stadion jest naprawdę ładny, a kibice tworzą w tym miejscu niesamowitą atmosferę. Cieszyłem się, że mogłem być tego częścią - przyznał jeden z liderów zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa.
Na PGE Narodowym Lindgrena dopingowała z trybun jedna z jego największych fanek. Turniej ten był bowiem pierwszą odsłoną cyklu Grand Prix, na którym swoją obecność zaznaczyła jego roczna córeczka Millie-Li.
- Sądzę, że ona była tym bardzo podekscytowana. Kilka tygodni wcześniej mocno przeżywała swoją obecność na moim meczu w polskiej lidze. Wygląda zatem na to, że podobają się jej sporty motorowe - podkreślił na koniec Fredrik Lindgren.
Czytaj także:
Start Gniezno przekombinował z torem? Te słowa dają do myślenia
Co za debiut w polskiej lidze! Problemy Damiana Ratajczaka