Miał 1 proc. szans na przeżycie. Na szczęście wydarzył się cud

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Piotr Winiarz
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Piotr Winiarz

Właśnie obchodzi 46. urodziny, choć równie dobrze świętować mógłby 20 sierpnia. Wtedy urodził się na nowo. Po fatalnym wypadku, który miał miejsce tego dnia w 2003 roku, przez trzy miesiące pozostawał w śpiączce. Dawano mu 1 proc. szans na przeżycie.

W tym artykule dowiesz się o:

W życiu człowieka zdarzają się sytuacje, o których może powiedzieć "wtedy urodziłem się na nowo". Tak bez wątpienia jest w przypadku Piotra Winiarza. Jako junior należał do świetnie zapowiadającej się generacji żużlowców Stali Rzeszów, razem z Rafałem Wilkiem czy Maciejem Kuciapą. W tamtym okresie należeli do najlepiej zapowiadających się młodzieżowców w kraju.

Talent Winiarza nie rozwinął się jednak w pełni, choć stał się solidnym ligowcem. Jego kariera została jednak brutalnie przerwana 20 sierpnia 2003 roku za sprawą wypadku, który miał miejsce w węgierskim Debreczynie. Po nim przez trzy miesiące znajdował się w śpiączce, lekarze dawali mu 1 proc. szans na przeżycie. Determinacja jego organizmu okazała się jednak ogromna.

"Nie byłoby mnie tutaj"

- Z wypadku nic nie pamiętam. Wiem tylko, że jechałem pierwszy. Jeden z Węgrów wjechał we mnie. Uderzyłem o bandę, a nie było jeszcze wtedy tych pneumatycznych. Gdybym trafił w deski, nie byłoby tak źle, ale uderzyłem w słupek. Kask mi popękał. Cała siła uderzeniowa poszła w kask. To uratowało mi życie, inaczej nie byłoby mnie już tutaj - wspominał swój wypadek Winiarz w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO Ogromne problemy brytyjskiego żużla. To dlatego nie poszli śladem Polski

Zaraz po wypadku stan Winiarza był bardzo poważny. Węgierscy lekarze chcieli przeprowadzić u niego trepanację czaski. Z pomocą przyszedł Andrzej Rusko, prezes klubu z Wrocławia, w którego barwach żużlowiec z Rzeszowa startował w roku 2000. Załatwił Winiarzowi leczenie u prof. Jana Talara w Bydgoszczy, który wcześniej pomagał m.in. Tomaszowi Gollobowi.

- Jan Talar to wspaniały lekarz i dobry człowiek. Jestem mu wdzięczny za to, że przywrócił mnie do życia - mówił Winiarz w "Dzienniku", chwaląc efekty pracy lekarza.

Jak wyjaśnił w rozmowie z WP SportoweFakty, to dzięki prof. Talarowi ponownie zaczął chodzić, ruszać prawą ręką, bo długo po wypadku władał jedynie lewą kończyną. - Poruszałem się na wózku, a później o kulach. W wyniku wypadku miałem wylew krwi oraz stłuczenie mózgu. Do dzisiaj mam bliznę na szyi, gdzie miałem podłączoną sondę i w ten sposób podawano mi pokarm - powiedział.

Piotr Winiarz ciągle pojawia się na meczach żużlowych
Piotr Winiarz ciągle pojawia się na meczach żużlowych

Winiarz sam twierdzi, że po wypadku "był jak dziecko, które uczy się żyć". Od nowa przechodził przez kolejne fazy edukacji. Bliscy uczyli go abecadła, liczenia, pisania. Po kilku latach od wypadku wciąż miał problemy z mówieniem, ale ciężka praca przyniosła zaskakujące rezultaty.

Obudził go warkot motocykli

Chociaż lekarze nie lubią pojęcia "cud", to dla Winiarza wybudzenie ze śpiączki po tak fatalnych obrażeniach i prognozach medyków, było właśnie wydarzeniem, na które trudno znaleźć wytłumaczenie. Zwłaszcza że eksperci dawali mu 1 proc. szans na przeżycie.

W przeżyciu Winiarzowi pomógł... żużel. Gdy leżał w łóżku, znajomi starali się do niego mówić i nawiązywać kontakt. Zwłaszcza że po kilku tygodniach od wypadku żużlowiec otwierał oczy i reagował na światło. Jeden z bliskich wpadł na pomysł, by Winiarzowi odtwarzać mecze żużlowe. Los chciał, że rzeszowianin wybudził się akurat, gdy usłyszał warkot motocykli.

Piotr Winiarz pomaga Rafałowi Wilkowi, który również przeżył poważny wypadek
Piotr Winiarz pomaga Rafałowi Wilkowi, który również przeżył poważny wypadek

Winiarz po wypadku znalazł zatrudnienie u Marty Półtorak, która swego czasu zarządzała klubem z Rzeszowa. Ułożył sobie życie na nowo, choć nie wrócił już do ścigania. Nie oznacza to jednak, że zawsze było kolorowo. Był moment, gdy przeżył poważne załamanie nerwowe.

- Zażyłem całe opakowanie tabletek przeciwbólowych. Zasłabłem. Znaleźli mnie rodzice, którzy natychmiast zadzwonili po karetkę. W szpitalu leżałem tydzień. Robili mi płukanie żołądka - wspomniał w rozmowie z WP SportoweFakty.

Przy okazji jednego z turniejów w Rzeszowie wsiadł na motocykl, ale był to czysto rekreacyjny przejazd. Pokonał ledwie dwa okrążenia, znów mógł przeżyć chwile radości za sprawą rzeszowskiej publiki. Dopiero po fakcie dowiedział się, że w jego maszynie "skręcono" gaz o połowę. - Byłem zły, ale to rozumiem - powiedział.

Nowy sens życia

- Przykład Piotra Winiarza czy Rafała Wilka (porusza się na wózku po wypadku w Krośnie - dop. aut.) to dowód, że każda tragedia porusza kibiców, środowisko żużlowe. Nie można przejść obok tego obojętnie - powiedziała nam Marta Półtorak, która nie wahała się długo, gdy ojciec Piotra Winiarza przyszedł do niej prosić o pracę dla syna.

Jak podkreśla była prezes rzeszowskich "Żurawi", praca w przypadku Winiarza miała też ogromne znaczenie terapeutyczne. - Jak dzieje się coś złego, to mamy odruch, by uciec w pracę, by nie myśleć o tym. To taki odruch obronny człowieka. Ilekroć widzę Piotra, to mam uśmiech na twarzy, bo u nas w firmie poczuł się potrzebny po tym, co go spotkało - dodała szefowa firmy Marma Polskie Folie.

Czytaj także:
Los otworzył przed nim szansę, a on ją wykorzystał w stu procentach
Oficjalnie: Polak prezydentem FIM Europe

Źródło artykułu: