Co to był za występ trzykrotnego mistrza świata! O takim Taiu Woffindenie marzył cały Wrocław od początku bieżącej kampanii PGE Ekstraligi. Brytyjczyk był piekielnie szybki, ale przede wszystkim pewny siebie na dystansie. Start, dojazd do pierwszego łuku oraz jego rozegranie i już pokazywał plecy rywalom. A potem tylko oddalał się na taki dystans, że tym jadącym na końcu mógł znikać z pola widzenia.
W sumie na obiekcie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie, Tai Woffinden wywalczył 15 punktów z dwoma bonusami i był absolutnym ojcem zwycięstwa Betard Sparty nad Fogo Unią 46:44, a dla nas bohaterem weekendu. Zwycięstwo to przyszło w ważnym dla mistrzów Polski momencie, bo prawdopodobnie przesądza ich awans do fazy play-off. Trudno bowiem spodziewać się, że Sparta przegra u siebie z grudziądzkim GKM-em, choć oczywiście nie takie historie żużel widział.
Zakładając jednak, że nic niespodziewanego się nie wydarzy, a wrocławianie pokonają GKM i przypieczętują miejsce w pierwszej szóstce, z tak dysponowanym Woffindenem i przy równej, wysokiej formie Macieja Janowskiego i Daniela Bewleya będą zagrożeniem dla każdego przeciwnika. Widzieliśmy to już w niedzielę w Lesznie.
ZOBACZ WIDEO Nowa forma KSM będzie lepsza niż poprzednie? Cegielski: Przez KSM widziałem wiele zła
Co stoi za metamorfozą Taia Woffindena? Odpowiedź na to pytanie może być banalna. Żużlowiec, korzystając z przerwy w rozgrywkach PGE Ekstraligi, wybrał się na wakacje. Nie ślęczał nad ustawieniami sprzętu, bo to przecież w tym przez cały sezon tkwi szkopuł jego tegorocznych problemów, nie przerzucał silników na niezliczonej liczbie treningów, tylko spakował walizkę i poleciał z najbliższymi na Teneryfę.
Całkowite "zresetowanie" głowy najwyraźniej poskutkowało. Po powrocie, jak wyjawił w telewizyjnej mixzone Maciej Janowski, Brytyjczyk trenował przez 5 godzin. A później w Lesznie znów oglądaliśmy wyluzowanego, pewnego siebie Taia, a nie zakłopotanego, niezdecydowanego z nosem zwieszonym na kwintę. To był Woffinden lider, który na swoje barki bierze odpowiedzialność w newralgicznym momencie.
- Najwięksi mistrzowie są indywidualistami, sami wiedzą, co jest dla nich najlepsze i układają sobie plan zgodnie ze swoimi preferencjami. Dla mnie to nie do pomyślenia, bym w czasie kryzysu formy, wyjechał w trakcie sezonu na wakacje. Być może jednak Tai Woffinden czuje, że tego potrzebuje teraz najbardziej - mówił nam Tomasz Gollob (zobacz całość ->>). Wyszło na to, że Woffinden po prostu potrzebował poczuć australijski luz, który leży u podstaw jego socjalizacji. Często przekonujemy się, że najprostsze rozwiązania są najlepsze.
Inną kwestią jest, jak długa będzie żywotność tyle co naładowanych przez zawodnika akumulatorów. Skoro jednak osiąga się tak znakomity rezultat w tak przekonujący sposób na tak trudnym terenie, to chyba nie ma nad czym dalej się głowić i zastanawiać w kwestii sprzętu. Pozostaje siadać na motocykl i robić swoje.
Czytaj również:
- To oni będą głównymi celami transferowymi Arged Malesy Ostrów?