Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Po ostatnim meczu w Grudziądzu mówił pan, że ten sezon w PGE Ekstralidze był lekcją, z której trzeba wyciągnąć wnioski. Jakie teraz przemyślenia ma pan już perspektywy prawie dwóch tygodni, które minęły od zakończenia przez Arged Malesę sezonu w PGE Ekstralidze?
Mariusz Staszewski, trener Arged Malesy Ostrów: Już po meczu w Grudziądzu mówiłem, że ogromny wpływ na nasz cały sezon miał pierwszy pojedynek 10 kwietnia z ZOOLeszcz GKM-em Grudziądz. Powinniśmy wówczas wystąpić o jego przełożenie, bo nasz stadion jeszcze na dzień przed meczem był placem budowy. Należało poczekać z inauguracją w Ostrowie, potrenować w normalnych warunkach na swoim torze. Tak mieliśmy pierwszy mecz w pięknych warunkach na zmodernizowanym stadionie, ale wynik sportowy nie poszedł w parze z kwestiami organizacyjnymi. Ten pierwszy mecz był powodem tego, że sezon dla nas ułożył się tak, a nie inaczej.
Walkę z czasu w kwestii infrastruktury udało się wygrać, ale pod względem sportowym nie było czasu na spokojne przygotowania?
Dokładnie. Wszyscy wiedzieli, że zarówno dla nas jak i GKM-u ten pierwszy mecz będzie kluczowy w walce o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Grudziądzanie wygrali u nas i dostali wiatr w żagle. My z kolei na dzień dobry otrzymaliśmy potężny cios i później to się przełożyło na kolejne mecze.
ZOBACZ WIDEO Wbił szpilę prezesowi GKM. Ta sytuacja zniechęca zawodników do transferu?
Można powiedzieć, że pana zespół z początku sezonu i końcówki to dwie różne drużyny?
Ciężko powiedzieć, czy tak faktycznie było. Na początku sezonu Grzegorz Walasek był w lepszej dyspozycji. Podobnie Chris Holder. W gorszej formie byli natomiast juniorzy czy Oliver Berntzon. Moi zawodnicy na przemian notowali zwyżkę i zniżkę formy, a nie oceniałbym tego jako całej drużyny.
Nie udało się jednak odpalić jako zespół w żadnym momencie, poza dwoma ostatnimi meczami…
Niestety, nie udało się. Przed sezonem rozmawialiśmy już o tym, że jeśli mamy coś wygrać i się utrzymać, musimy być taką drużyną, jak w zeszłym roku, czyli każdy punktuje i dorzuca swoje. Potrzebowaliśmy siedem równych ogniw, które punktują. Nie mieliśmy przecież jak inne zespoły trzech strzelb, które robią powyżej 12 punktów. Dla nas jedyną szansą była wyrównana jazda całej drużyny, żeby wygrać te kilka spotkań i utrzymać się w PGE Ekstralidze.
W okresie transferowym pozyskano tylko Chrisa Holdera i dano szanse w PGE Ekstralidze tym, którzy wywalczyli awans. To była od początku jasna polityka klubu, ale czy gdyby inaczej zbudowano tę drużynę i wymieniono 2-3 ogniwa, wynik mógł być inny? Czy zakontraktowanie innych zawodników, którzy byli jeszcze dostępni, mogło być coś pana zdaniem zmienić?
Myślę, że nie. Wszyscy wiedzą, kto był jeszcze wtedy na rynku i widzimy w jakiej dyspozycji ci zawodnicy są w tym sezonie. Myślę, że nasza decyzja była dobra, a przede wszystkim uczciwa wobec drużyny, która wywalczyła awans. Jeśli należało coś zmieniać, to na lepsze. Zmiana dla samej zmiany, nie miała sensu.
Czego jako trener nauczył się pan w PGE Ekstralidze?
Dostałem lekcję pokory. Przez 25 lat jazdy na żużlu i te kilka sezonów, kiedy pracuję jako trener, nie miałem tak trudnego okresu. Ciężko jest funkcjonować, doznając 14 porażek z rzędu. To była naprawdę duża lekcja pokory.
Tym bardziej, że w pierwszych sezonach pana pracy zdarzały się porażki, ale generalnie to był okres pełen sukcesów. Awans do pierwszej ligi, udział w finale i barażach do PGE Ekstraligi w 2019 roku, a w 2021 sezonie mistrzostwo eWinner 1. Ligi…
Może nie byliśmy Motorem Lublin, który zawojował przez trzy sezony ligę, ale krok po kroku robiliśmy postęp bez dużego budżetu. Najpierw w 2019 roku były baraże o PGE Ekstraligi, później słabszy sezon pandemiczny, a następnie awans do PGE Ekstraligi. Myślę, że to wszystko było poukładane mądrze i z głową. Nie pchaliśmy się nigdzie tam, gdzie nas nie było stać. Awans przydarzył się nam w bardzo dobrym momencie. Mamy dzięki temu infrastrukturę sportową i musimy się tylko martwić o wynik sportowy i o jak najszybszy powrót do PGE Ekstraligi. Myślę, że każdemu od zawodników, przeze mnie, działaczy i wszystkich w Ostrowie tej PGE Ekstraligi ponownie się chce. Będziemy robić wszystko, by do niej szybko wrócić.
Kiedy padają takie słowa z pana ust, można między wierszami wyczytać, że oznacza to pana pozostanie w Ostrowie?
Na wszystko przyjdzie czas i wtedy to zostanie ogłoszone.
Jak idzie budowa składu na sezon 2023? Pojawiały się nawet artykuły, że Arged Malesa Ostrów po spadku zepsuje rynek w eWinner 1.Lidze i będzie przepłacać zawodników. Co pan na to?
To jest totalna bzdura. Nigdy nie byliśmy klubem, który przepłacał i psuł rynek. Znam doskonale stawki, jakie obowiązywały w poszczególnych ligach i wiem, jakie pieniądze inne kluby oferowały zawodnikom. Chcemy zbudować skład, który będzie miał za zadanie wygrać eWinner 1.Ligą i powrócić szybko do PGE Ekstraligi, ale nie uczestniczymy w licytacji.
Jest szansa, że Chris Holder zostanie w Ostrowie?
Bardzo chcieliśmy zatrzymać Chrisa Holdera w Ostrowie. Prowadziliśmy z nim naprawdę bardzo daleko zaawansowane rozmowy. Była duża szansa, że zdecyduje się on pozostać z nami, ale z ostatnich informacji wynika, że Australijczyk chce pozostać w PGE Ekstralidze i nie interesuje go jazda w niższej lidze.
Jest Oliver Berntzon, a kto zatem drugim obcokrajowcem?
Tego oczywiście zdradzić nie mogę, ale tak jak powiedziałem, staramy się zbudować zespół, który będzie mocny. Wszystko zostanie ogłoszone w swoim czasie.
Arged Malesa Ostrów chce się zapisać w historii jako pierwszy zwycięzca U-24 Ekstraligi?
Pewnie, że tak. Przez cały sezon w tych rozgrywkach jeździliśmy bardzo dobrze. Przytrafiły nam się dwie porażki, które wynikały z problemów kadrowych. Był przecież moment, że nie mieliśmy czterech zawodników, którzy leczyli kontuzje. W pełnym składzie jesteśmy silni i chcemy sprawić na koniec sezonu radość naszym kibicom. Walczymy jeszcze na kilku frontach w rozgrywkach juniorskich i chcemy w nich też coś zwojować.
Zobacz także:
Walasek znalazł nowy klub
Wygrał walkę o życie. Najnowsze informacje brzmią jak cud