Dla Stelmet Falubazu Zielona Góra było to pierwsze spotkanie ligowe w Krośnie, bowiem to w rundzie zasadniczej zostało odwołane i zakończone walkowerem na rzecz ekipy spod znaku Myszki Miki.
Kibice drużyny z województwa lubuskiego wierzyli, że ich drużyna jest w stanie wywieźć stamtąd zwycięstwo. Czarnym koniem ich drużyny miał być Jan Kvech, który zna smak rywalizacji w barwach Cellfast Wilków Krosno.
- Jeździłem tu w tamtym roku, więc znam ten tor, jego geometrię, ale dziś to było nowe rozdanie. Dobrze, że mecz udało się dziś odjechać - powiedział cytowany przez falubaz.com.
ZOBACZ WIDEO Co dalej ze Świdnickim? "Do końca sezonu nie podajemy tej informacji"
Czech przyznał otwarcie, że w rewanżu liczy na piękną finałową walkę, a celem numer jeden jest awans do PGE Ekstraligi. Aby tak się stało, to na swoim poziomie musi pojechać m.in. Krzysztof Buczkowski, który na Podkarpaciu wywalczył tylko sześć "oczek".
- Słabo oceniam swój występ. Nie mogłem wkomponować się w ten tor. Od samego startu po pole nie mogłem odnaleźć odpowiedniej linii. Motocykl też nie był dobrze spasowany, dopiero na koniec to nam się udało - przyznał wychowanek GKM-u Grudziądz.
W piątym biegu dnia Buczkowski zaliczył groźny upadek, kiedy to nieatakowany wpadł w dmuchaną bandę. Zawodnik nie doznał żadnej kontuzji, a cała sytuacja zakończyła się dla niego jedynie na potłuczeniach.
- W Krośnie żeby się nie zmieścić w tor, to trzeba być wybitnym. Teraz czas do rewanżu trzeba przeznaczyć na solidną pracę. Dziesięć punktów to taka psychologiczna przewaga, ale u siebie będziemy chcieli to zniwelować i wygrać więcej - skomentował.
Czytaj także:
ROW Rybnik straci zdolnego wychowanka?
Kobieta wywalczyła srebrny medal mistrzostw kraju