Drużyna zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa po pierwszym meczu o brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski wiedziała, że będzie musiała odrabiać niewielkie, ale jednak straty z Torunia.
Gospodarze sobotniego meczu już w pierwszym biegu polegli podwójnie i w dwumeczu zrobiło się sześć "oczek" różnicy na korzyść For Nature Solutions Apatora Toruń. Później do głosu doszli jednak podopieczni duetu Lech Kędziora - Jarosław Dymek, którzy brutalnie wypunktowali przyjezdnych.
- Cieszymy się bardzo, że cały zespół pojechał na bardzo dobrym poziomie. Przed meczem w życiu nie wytypowałbym takiego wyniku - przyznał po meczu kierownik częstochowskiej ekipy, Jarosław Dymek.
ZOBACZ WIDEO Michelsen szczerze o swojej kontuzji. Wskazał moment, który wykluczył go z rywalizacji w finale
W sobotni wieczór po raz ostatni w biało-zielonych barwach kibice ujrzeli aż czterech zawodników: Jonasa Jeppesena, Fredrika Lindgren, Bartosza Smektałę i Mateusza Świdnickiego. - Nie powiem, ale łza się w oku zakręciła. Jednak takie jest życie, z niektórymi się witamy, a z innymi się trzeba pożegnać. Trzeba być na każde rozwiązanie przygotowanym - przyznał Dymek.
Ci, którzy wystartowali przeciwko Aniołom pożegnali się z kibicami w świetnym stylu. Lindgren ukończył mecz z kompletem punktów, Smektała dorzucił 9 "oczek" z bonusem, a Świdnicki sześć z dwoma bonusami. - Zasadniczo tak. To było właśnie to, co oni chcieli zrobić i to, co myśmy chcieli, aby oni zrobili. Pożegnanie kapitalne, bo z medalami na szyi - dodał w rozmowie z WP SportoweFakty.pl.
Czytaj także:
W żużlu mu się nie wiedzie, ale za to został mistrzem Polski w innej dyscyplinie
Na brak ofert nie narzeka. Jest gotów do rozmów z Mrozkiem