Żużel. Były prezes popiera ruch GKSŻ. "Nie wprowadzili tego dla zabawy"

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Piotr Rusiecki, Andrzej Grodzki, Andrzej Rusko, Wojciech Stępniewski, Leszek Tillinger
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Piotr Rusiecki, Andrzej Grodzki, Andrzej Rusko, Wojciech Stępniewski, Leszek Tillinger

Umowy wstępne, które mają pojawić się za rok, mogą uratować rynek transferowy. Nie brakuje jednak głosów, że taki krok nie ma większego znaczenia, bo nadal pozostają niezobowiązujące porozumienia ustne. Zdaniem Leszka Tillingera, zmiana ma sens.

Następny sezon ma być rewolucją pod względem działania rynku transferowego. W życie zostaną wprowadzone umowy wstępne, zobowiązujące zawodnika do ich wypełnienia. Taki zabieg ma na celu wyeliminowanie podpisywania pod stołem ustaleń, z których żużlowcy nawet nie mieli zamiaru się wywiązywać.

Znany był i nadal jest proceder jeżdżenia po Polsce celem wywalczenia podwyżki w swoim klubie. I trudno się dziwić niezadowoleniu dotychczasowych pracodawców. Jeżeli klasowy żużlowiec wstępnie wyraził chęć jazdy w danej drużynie, dziwnym byłoby rozpatrywanie kogo ewentualnie zakontraktować na jego miejsce.

Na początku nie będzie łatwo

Niestety rzetelność bywa iluzoryczna, a przeświadczenie, że dany rozmówca dotrzyma słowa, jest częstokroć złudne. Leszek Tillinger zdecydowanie popiera szykującą się zmianę przepisów. Choć zdaniem byłego prezesa Polonii Bydgoszcz, taki ruch wprowadzi nieco chaosu, na dłuższą metę się wszystkim opłaci.

ZOBACZ WIDEO Michelsen szczerze o swojej kontuzji. Wskazał moment, który wykluczył go z rywalizacji w finale

- Każda nowinka w przepisach wymaga zmiany przyzwyczajeń. Na początku nikt nie wie, jak się zachować, trzeba się nauczyć nowych mechanizmów i wyzbyć tych stosowanych przez wiele lat. Teraz nie będzie inaczej, ale ja jestem optymistą. Wierzę, że ta zmiana ma sens. Myślę, że będzie działała. Z zasady jeżeli władze decydują się wprowadzić coś w życie, to nie, żeby zaszkodzić, a pomóc. Sądzę, że teraz wszystko będzie prostsze - tłumaczył.

Tak trzeba

Były działacz odniósł się także do kwestii, czy zawodnicy w ogóle będą chcieli podpisywać nowe umowy. Tillinger skomentował również fakt, że poszczególni żużlowcy już w połowie sezonu będą mogli oficjalnie mówić o zmianie barw.

- Uważam, że znajdą się tacy, którzy skorzystają z tej opcji. Przede wszystkim już nie trzeba będzie udawać, że z nikim się nie rozmawia. Zwłaszcza, że i tak wszyscy wiedzą, jak jest w rzeczywistości. Mamy do czynienia ze swego rodzaju rewolucją, bowiem może wydarzyć się tak, że w połowie sezonu zawodnik na sto procent zdecyduje się na zmianę klubu. Ale czy to wprowadzi chaos? Chyba nie. Przecież w innych sportach również się tak zdarza i wszystko działa sensownie. Poza tym nie sądzę, żeby ten przepis miał doprowadzić do rewolucji. Raczej niewielu będzie chciało decydować o zmianie barw w maju, a nawet jeśli, to przecież nie powinno się to odbić na ich dyspozycji. Zawodnicy chcą zarabiać i dają z siebie wszystko - mówił były prezes Polonii.

Farsa nareszcie się skończy?

Jednocześnie Tillinger zdecydowanie krytykuje wcześniejsze działania żużlowców. Jego zdaniem, nie miały one nic wspólnego ze standardową, ludzką moralnością i dobrym smakiem.

- To, co się działo w poprzednich latach, było skrajnie nieetyczne. Nie może być tak, że zawodnik jeździ sobie po Polsce, podpisuje wstępną, aczkolwiek możliwą do anulowania umowę z danym klubem i wraca do dotychczasowego, machając ją prezesowi przed nosem, celem wywalczenia podwyżki. Takie zachowanie powinno być piętnowane i moim zdaniem nic go nie usprawiedliwia. Dobrze, że teraz przepisy uniemożliwią takie działania. Naturalnie negocjacje będą prowadzone dalej, ale ich otoczka prawna będzie dużo zdrowsza - podsumował Leszek Tillinger.

Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Plusy i minusy. Lublin zapłonął i historia napisała się na naszych oczach!
Abramczyk Polonia będzie faworytem do awansu? "Drużynę gwiazd nie zawsze jest łatwo ustawić"

Źródło artykułu: