Żużel. Wstępne umowy przywrócą porządek? "Wreszcie zawodnicy nie będą robić klubów w balona!"

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki (w kasku niebieskim) i Krzysztof Kasprzak (kask czerwony)
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Przemysław Pawlicki (w kasku niebieskim) i Krzysztof Kasprzak (kask czerwony)

Piotr Markuszewski nie ma wątpliwości, że po wprowadzeniu umów wstępnych częściowo zostanie przywrócony porządek na rynku transferowym. Zdaniem byłego zawodnika GKM-u, potencjalnie największą korzyść odniesie z tego właśnie klub z Grudziądza.

W tym artykule dowiesz się o:

Już od ładnych kilku lat ZOOleszcz GKM ma kłopoty z pozyskaniem gwiazd z rynku transferowego. Spekulacje dotyczące przyczyn takiego stanu rzeczy trwają, lecz nadal brak trafnego i rozsądnego wytłumaczenia. Choć klub z Grudziądza nie narzeka na brak środków finansowych, topowi zawodnicy omijają to miasto. Niektórzy nawet posuwają się o krok dalej.

Cwaniactwo popłacało

Najpierw przyjeżdżają do klubu, udając zainteresowanie kontraktem, a następnie przystępują do negocjacji, ale tylko w jednym celu. Chcą w ten sposób zmusić swoich dotychczasowych pracodawców do podwyżki, funkcjonując w imię zasady: GKM daje mi tyle i tyle, więc wy nie możecie dać mniej.

Naturalnie żużlowcy postępujący w taki sposób nawet przez chwilę nie przejawiają realnej chęci wzmocnienia szeregów klubu z Hallera. Teraz takim zabiegom kres może położyć wprowadzenie przepisu o umowach wstępnych. Rozwiązanie ma wejść w życie wraz z następnym sezonem i uniemożliwić zawodnikom nieuczciwe działania narażające kluby na kłopoty z budowaniem składu.

ZOBACZ WIDEO Zmiana potrzebna jest od zaraz? Znany dziennikarz o regulaminie: Jak się chce to można

- Zawodnicy chcą zarobić, lecz nie powinni się zachowywać w ten sposób. Jeżeli rozmawiamy i podpisujemy wstępną umowę, której naturalną kontynuacją winno być podpisanie właściwego kontraktu, to obie strony muszą ją respektować. Nie łamie się danego słowa. Niestety regulamin pozwalał robić zawodnikom kluby w przysłowiowego balona. Nie było wysokich kar, to się po prostu opłacało. Cofnijmy się parę lat wstecz i weźmy na tapetę Leona Madsena, który postąpił właśnie w ten sposób, choć podobnych przykładów jest więcej. Takie zachowania są zdecydowanie nie na miejscu. Od dawna mówiłem, że zobowiązujące do czegoś umowy wstępne są konieczne, dlatego cieszę się, że coraz więcej się mówi, że wejdą w życie - mówił były zawodnik GKM-u, Piotr Markuszewski.

Nie można było się temu dłużej bezczynnie przyglądać

Powyższy proceder utrudniał także prowadzenie rozmów kontraktowych. Bo teoretycznie po co szukać kogoś innego, jeżeli miejsce w składzie jest już zaklepane dla konkretnego żużlowca? Tyle tylko, że to miejscówka wirtualna, a jej posiadacz z góry zakłada, że ostatecznie wsiądzie do zupełnie innego pociągu.

- Swoją drogą zupełnie zupełnie nie rozumiem takiego postępowania. Żużlowiec przyjeżdża na rozmowy, dostaje lepsze warunki niż w poprzednim klubie, wyraża wstępną zgodę, a i tak ostatecznie podpisuje umowę gdzie indziej. W rzeczywistości nawet przez chwilę nie przejawia chęci wzmocnienia GKM-u albo innego, potencjalnie mniejszego klubu, który nie walczy co roku o najwyższe cele, na przykład beniaminka. Potem przyjeżdża do takiego Grudziądza i robi sobie z GKM-u trampolinę, żeby dostać albo i nie dostać więcej pieniędzy od kogoś innego. Dla mnie to chore. Potem klub bierze kogoś takiego pod uwagę w kontekście budowania składu i finalnie zostaje z niczym, bo inni biorą to, co jest. Na szczęście wreszcie się od tego uwolnimy i chwała działaczom za to - dodał.

Teraz będzie inaczej?

Markuszewski uważa, że nowy system powinien działać bez zarzutu. A to ze względu na przyjęte konstrukcje formalno-prawne i brak możliwości uniknięcia odpowiedzialności za zachowania łamiące nowe zasady.

- Nie wątpię w sens tego rozwiązania. Jestem zdania, że ono będzie działać, bo wysokie kary skutecznie zniechęcą żużlowców od kombinowania. Ponadto teraz będzie można wypracowywać wstępne porozumienia i otwarcie z kimś rozmawiać. Unikniemy zbędnej konspiracji, która przecież funkcjonowała i tak tylko w teorii. Rzeczywistość teraz nie będzie zakłamana. Żużlowcy robili, co chcieli, a tracili na tym tylko prezesi i zarządy niektórych klubów. Trudno jeździć za zawodnikiem 24 godziny na dobę i go śledzić, czy przypadkiem nie prowadzi rozmów z konkurencją - podsumował dawny zawodnik zespołu z Grudziądza.

Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Zdaniem byłego prezesa, jest największym rozczarowaniem sezonu. "On nie wróci na mistrzowski poziom"
Woryna stanie się żużlowcem światowego formatu? "On się nie zatrzymuje"

Źródło artykułu: