Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Przede wszystkim jak się pan czuje po kontuzji odniesionej podczas Grand Prix Challenge w Glasgow? Czy doszedł już pan do pełni zdrowia?
Chris Holder, były mistrz świata z 2012 roku, żużlowiec Arged Malesy Ostrów: Do pełni zdrowia jeszcze nie, ale czuję się znacznie lepiej niż w pierwszych dniach czy tygodniach po wypadku. Od tego pechowego zdarzenia minęło już sześć tygodni i jest coraz lepiej. Jeszcze odczuwam ból w plecach, ale da się z tym funkcjonować. Powoli dochodzę do siebie i według prognoz lekarzy do pełnego wyzdrowienia potrzebuję około trzech miesięcy.
Dla zawodnika to nigdy nie jest dobra sytuacja, gdy nie kończy sezonu na motocyklu…
Rzeczywiście, przedwcześnie zakończyłem sezon. To było bardzo pechowe zdarzenie. Popełniłem drobny błąd, a konsekwencje były poważne. Nie był to nawet jakiś bardzo groźnie wyglądający karambol, ale skończyło się złamaniami i praktycznie końcem sezonu. Taki jednak bywa żużel. Ryzyko jest wkalkulowane w ten sport. Zdarzają się takie sytuacje i bolesne kontuzje. Możemy mieć jedynie nadzieję, że będą one przytrafiały się nam jak najrzadziej. Na szczęście, jak wspomniałem, powoli wracam już do zdrowia i myślę o przyszłości.
ZOBACZ Fredrik Lindgren latem rozważał zakończenie kariery! Szczerze opowiedział o swoich problemach
Jak pan będzie wspominał sezon spędzony w Ostrowie Wielkopolskim?
Bardzo dobrze. Naprawdę cieszyłem się tym sezonem, choć oczywiście wyniki mojej drużyny nie dawały powodów do optymizmu. Zawsze czegoś brakowało nam do odniesienia zwycięstwa, które w końcówce sezonu były już na wyciągnięcie ręki. Bywały mecze, gdzie byliśmy już tak blisko. Pomimo tych seryjnych porażek, kibice byli z nami i dawali nam wsparcie. Chciałbym im serdecznie za to podziękować. Pewnie, że jak notoryczne przegrywasz, to nie masz powodów do satysfakcji, ale zarówno atmosfera w drużynie jak i na trybunach była lepsza niż nasze wyniki na torze. To był trudny sezon dla beniaminka. Czasami się bardzo starasz, ale pewnych spraw się nie przeskoczy.
Taki sezon był panu potrzebny? Po raz pierwszy od kilkunastu lat zmienił pan otoczenie i to chyba indywidualnie z całkiem niezłym skutkiem?
Na pewno potrzebowałem takiej zmiany. Wyszło mi to na dobre. Przez wiele lat byłem związany z Toruniem i muszę przyznać, że zmieniając otoczenie, czułem się bardzo dziwnie. Szybko jednak przyzwyczaiłem się do nowego i cieszyłem się tą zmianą. Poza wynikami drużyny z Ostrowa, wszystko w tym sezonie mi pasowało. Współpraca z nowym klubem, mój sprzęt spisywał się bardzo dobrze, cały team pracował świetnie. Brakło mi tylko zwycięstw mojego zespołu, ale generalnie ten sezon, nie licząc kontuzji na jego koniec, był dla mnie dobry.
Po zakończeniu sezonu ligowego w Polsce mówił pan, że pomimo atrakcyjnej oferty z Ostrowa, chce pan zostać w PGE Ekstralidze. Rozumiem, że to nadal aktualne?
Owszem, rozmawiam na ten temat. Chcę zostać w PGE Ekstralidze. To dla mnie kluczowe. W Ostrowie spędziłem naprawdę miłe chwile, ale dla mnie w tym momencie priorytetem jest pozostanie w najlepszej lidze świata. Nie interesują mnie występy w pierwszej lidze.
W mediach pojawiały się spekulacje, łączące pana przede wszystkim z klubem z Leszna. Jest coś na rzeczy?
Jak wspomniałem, rozmawiam z kilkoma klubami. Wraz z moim mechanikiem, rozważamy różne opcje. Zainteresowanie jest i mam w czym wybierać. Zdecyduję się na najlepsze rozwiązanie, ale na konkrety trzeba jeszcze trochę poczekać.
W minionym sezonie startował pan w barwach beniaminka z Ostrowa, a czy teraz w grę wchodzi także nowy zespół w PGE Ekstralidze, Cellfast Wilki Krosno?
Zobaczymy. Tak jak wspomniałem, rozważam kilka opcji, a gdzie ostatecznie wystartuję, tego jeszcze nie wiem.
Rozmawiamy w Toruniu podczas Grand Prix. Dziesięć lat temu na tym obiekcie celebrował pan największy sukces w swojej karierze i zdobycie tytułu indywidualnego mistrza świata. Minęło trochę czasu od tego dnia, wiele się wydarzyło, a teraz pomagając w teamie pana brata, Jacka Holdera, wracają wspomnienia z tamtych dni?
Pewnie, że tak. To wszystko było niesamowite. Obok mnie stoi mój syn, który wtedy był malutki i trzymałem go na rękach. Po nim widzę upływ czasu. Dziesięć lat temu świętowałem tutaj wspaniałe chwile w swojej karierze. Motoarena w Toruniu zawsze będzie wyjątkowym miejscem dla mnie. To wszystko było niewiarygodne. Mam ciarki na plecach na samo wspomnienie tych chwil.
Brał pan udział w Grand Prix Challenge, gdzie nabawił się pan kontuzji. Ciągnie pana nadal do powrotu do cyklu Grand Prix?
Pewnie, że tak. Gdyby nie ten feralny wypadek w Glasgow, kto wie, jakby się tamte zawody potoczyły. Miałem przecież na koncie dwa drugie miejsca, ale w trzecim starcie przytrafił się ten upadek i marzenia o powrocie do Grand Prix trzeba było odłożyć na przyszłość. Nigdy ich nie porzuciłem i chciałbym wrócić do tego towarzystwa. Ścigam się przecież z tymi chłopakami w PGE Ekstralidze czy lidze szwedzkiej i daję radę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do cyklu, bo ten sezon dał mi naprawdę pozytywnego kopa.
Zobacz także:
Będzie więcej rund SGP w 2023 roku?
Jakub Miśkowiak o swojej przyszłości