[b]
Marcin Malinowski, WP SportoweFakty: Moje Bermudy Stal Gorzów sezon 2022 zakończyła ze srebrnym medalem. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, w tym liczne kontuzje, pana zdaniem należy to uznać za sukces?[/b]
Jerzy Synowiec (adwokat, były prezes Stali Gorzów): To był jeden z najdziwniejszych sezonów żużlowych, jakie obserwowałem. Do połowy czerwca Stali szło tak sobie, średnio. Na środek tabeli. Nie było żadnych emocji. Mało tego. Drużynie towarzyszyły jeszcze echa wyjazdu na Teneryfę, które ją trochę ośmieszały. Poza tym afery rozpętane przez poprzedniego prezesa z wieloma ludźmi, w tym różne oskarżenia. Generalnie atmosfera była bardzo gęsta. Po obrażeniu radnych na sesji Rady Miasta sytuacja zapowiadała wręcz wojnę domową między miastem a panem Grzybem. Skończyło się aresztowaniem prezesa, co też wpłynęło na notowania klubu i jego obraz. Takie coś zdarza się bardzo rzadko, jeżeli w ogóle. Nie pamiętam, żeby prezes klubu został zamknięty na dobre.
Wydawało się, że Stal spadnie z górki, bo nie będzie pieniędzy, wyników, a pozostanie dramat. Okazało się, że w dużej części dzięki nowemu prezesowi, Waldemarowi Sadowskiemu, który zaczął czyścić atmosferę medialną, kończyć spory i wycofywać sprawy sądowe, m. in. przeciwko mnie, a także dzięki trenerowi Stanisławowi Chomskiemu drużyna dostała niebywałego, pozytywnego kopa. To, co widziałem w ćwierćfinałach i półfinałach play-offów, to był zupełnie inny zespół. Trzech zawodników potrafiło tak ciągnąć wynik, że nie dało się w to wierzyć. Nie tylko u siebie, ale również na wyjeździe!
Trudno mówić o Hansenie jako poważnym zawodniku. Juniorzy z trudem zdobywali punkty, a ta trójka szła jak burza do finału. W nim wygrała zdecydowanie z Motorem . Wszystko zapowiadało, że w Lublinie uda się obronić przewagę i zdobyć złoto. Nie udało się, ale nie mam o to pretensji. Wcześniej czasem nam dopisywało szczęście, a tutaj go zabrakło. Defekt Vaculika i inne rzeczy nie przekreślają sukcesu, który jest olbrzymi. Nowa władza, która na stanowisku jest raptem trzy miesiące, zrobiła srebrny medal. To się wcześniej nie zdarzało w klubie. Ten sezon należy zaliczyć na plus.
ZOBACZ Prezes Wilków Krosno: W żużlu etyki nie było, nie ma i nie będzie
Wszyscy obserwowaliśmy tę przemianę zespołu. Czasem mówiło się, że Stal jedzie w dwóch i pół zawodnika, a jednak wyniki były pozytywne. Wydaje się, że dużo zmieniło się w momencie, gdy klub wspólnie z Bartoszem Zmarzlikiem ogłosili, że wychowanek odchodzi z macierzy. Zgodzi się pan z tym?
Wszyscy byli wkurzeni albo zmartwieni, ale mimo wszystko duch w zespole nie umarł. Oni jeździli znakomicie, a Zmarzlik przechodził w meczach samego siebie, pokazując, że jego odejście nic nie znaczy, a on potrafi walczyć do upadłego. To plus dla klubu, że kolejny cios nie zachwiał ich woli walki i chęci zdobycia złota.
Wkrótce po tym włodarze ogłosili, że w składzie na rok 2023 pozostają za to Martin Vaculik, Anders Thomsen i Szymon Woźniak. Czy taki trzon drużyny jest dobry?
Jest niezły. To nie jest taki trzon, jak był ze Zmarzlikiem. Thomsen, mimo że wygrał pojedynczy turniej Grand Prix, nie jest jeszcze tak ustabilizowanym zawodnikiem, jak Zmarzlik czy Vaculik. Oby poprawił swoją formę. Co do Woźniaka, to nie mam przekonania, żeby na nim opierać wynik zespołu, mimo że miał znakomite występy. Myślę, że ta trójka będzie nieco słabsza od poprzedniej trójki liderów. Pytanie, czy będzie pomoc drugiej linii, bo tej nie było w Stali i ze strony juniorów. To wprawdzie talenty, ale radziły sobie mniej niż średnio. Jeśli druga linia nie będzie robiła punktów, a juniorzy nie zaczną punktować progresywnie, znacznie lepiej niż do tej pory, to Stal być może będzie musiała walczyć o utrzymanie.
Jak to jest z tym życiem po Bartoszu Zmarzliku? Co klub powinien zrobić, żeby nie tylko walczyć o utrzymanie, a może jednak o coś więcej?
Prezes Sadowski jest w bardzo trudnej sytuacji. Kiedyś była lista zawodników i ceny. Stać nas? To wybieramy najlepszego i bach. Tak jak było z Bajerskim. Dzisiaj tego nie ma, bo wszyscy zostali rozdysponowani i trzeba gigantycznej wiedzy, żeby postawić na jednego czy dwóch zawodników, którzy spełnią zadanie. Hansen to może miły człowiek, ale nie nadaje się na PGE Ekstraligę. Powiedzmy to sobie uczciwie. Nie może być takiego kolejnego zawodnika, który będzie stanowił drugą linię robiącą dwa punkty w meczu. Potrzeba nosa trenerów Stali, żeby jakoś to zorganizować. Takiego dziurawego składu może nie być w innych zespołach, nawet w Krośnie.
Trzeba też wycisnąć wszystko co można z juniorów. Tutaj zrobiłbym taki ruch, żeby Piotrowi Paluchowi do pomocy dodać Piotra Śwista. Jakim zawodnikiem był? Wiadomo. To rogata dusza. Trenerem też był takim, że co drugi człowiek miałby do niego pretensje. To jest jednak facet, który zna się na żużlu. Jak widzi zawodnika, to po trzech okrążeniach wie już, czy jest, jak on to mówił, "obsrajnogą" i z niego nic nie będzie, czy też będzie z niego zawodnik. Kogoś takiego potrzeba, co przemówi do nich swoim żużlowym językiem i wyciśnie z tego, co się da. Cudów nie ma. Nie ma drugiego Zmarzlika na świecie, żeby go wziąć. Nikt też nie odda super juniora ot tak.
Trzeba bazować na tym, co jest. Mamy trójkę zawodników, która stanowi dobry trzon, ale pozostała czwórka musi też robić punkty. To jest zadanie dla prezesa, trenerów dotychczasowych i mam nadzieję, że też dla Piotra Śwista, który powinien im pomagać. Będzie to bardzo trudny sezon, bo kibice, oczywiście, oczekują medalu, ale o to będzie bardzo trudno. Jeżeli Stal zdobędzie jakiś "krążek", to to będzie arcymistrzostwo.
Jak widziałby pan obecność Piotra Śwista w drużynie? Miałby współpracować z Piotrem Paluchem, czy też popularny "Bolo" miałby zająć się karierą syna?
Piotr Paluch to były dobry żużlowiec i tata Oskara. W żużlu jednak te relacje ojciec-syn być może są serdeczne, ale nie zawsze jest to najlepszy układ. Nie chcę podawać przykładu Drabików, bo to jest ekstremum. Widziałem jednak kiedyś w parkingu w Gnieźnie, jak po defekcie Cieślewicz biegł do parkingu i przywalił ojcu z pięści w nos. Następnie ojciec, jak się pozbierał, to jemu deską w głowę. Jak oni podzielą zadania między sobą to jest kwestia odrębna. Można się zająć jednym, dwoma zawodnikami, itd. Dzisiaj w klubach jest dużo pieniędzy na zawodników. Jak część przeznaczy się na dodatkowego trenera, to nikomu to nie zaszkodzi, bo to nie są aż tak gigantyczne fundusze, żeby zwaliły kogoś z nóg. Ja bym postawił na takie rozwiązanie.
Skąd mamy wziąć takich zawodników jak Zmarzlik? No z tych, którzy są. Mamy talenty. Bartkowiak się dobrze zapowiadał, Jasiński też. Oskar Paluch się dobrze zapowiada. Z perspektywy czasu szkoda, że ówczesny prezes nie poradził sobie z problemem Bartłomieja Kowalskiego, tylko odpuścił. Może dziwny chłopak jest, ale potrafił robić wyniki i wygrywać biegi w taki sposób, że miałem wielkie, kwadratowe oczy. Z tych, którzy są, to z nich trzeba zrobić zawodników. Paluch i Świst powinni sobie razem z tym poradzić. Współpracując. To są ludzie o różnych o charakterach. Świst wybuchowy, a Paluch spokojny, ale to może być taka mieszanka w sam raz.
Cały czas uważnie śledzi pan rozgrywki żużlowe. Kiedyś sam szukał żużlowców do drużyny. Kogo więc widziałby pan w roli zawodników drugiej linii w Stali Gorzów na sezon 2023?
Problem jest taki, że obecnie nie ma takiej listy zawodników, którzy chcą zmienić barwy klubowe czy za których trzeba jakieś pieniądze zapłacić lub wyrażają taką ochotę. To tylko trenerzy i sami zawodnicy mogą wiedzieć, który jest do wzięcia. Nie ma sensu, żebym ja wymieniał, że przydałby się taki Drabik czy jakiś inny Świdnicki, bo klub powie: "Panowie, o czym chcecie z nami rozmawiać? Nie ma o czym gadać." Mówiło się o Zagarze. Nie! To jest już wypalona świeczka. Jak widziałem jego starty w tym roku, to się żegnałem lewą nogą, że z takiego zawodnika wyrósł taki beznadziejny człowiek. Nie można też sięgać tak głęboko po Gapińskich, Walasków, bo to są ludzie kompletnie wypaleni. Stara gwardia 40-latków nie nadaje się już do poważnego ścigania. Także takie Szczepaniaki i inne, a oni zawsze mogą chcieć jeździć za pieniądze.
To musi być ktoś, kto może mieć progres. Czy takim będzie Oskar Fajfer? Tego nie wiem. Tych Fajferów w historii żużla jeździło już bardzo wielu, ale żaden nie został wybitnym zawodnikiem. Może akurat Oskar się sprawdzi. Wyniki w I lidze miał takie sobie. Obiecujące, ale bez szału. Może rzeczywiście trzeba przez całą zimę szlifować Hansena? Może Świst mu pokaże, jak się jeździ na żużlu? Marzenia nic nam nie dają. Trzeba działać tym, co jest.
Po ostatnim wyczynie Jasona Doyle'a widzimy jednak, że sytuacja zawsze może się zmienić. Był już po słowie z Fogo Unia Leszno, ale ostatecznie zmieni barwy klubowe.
W dzisiejszym świecie żużlowym, zwłaszcza w Polsce, bo gdzie indziej nikt groszem tak nie sypie, zawodnicy zarabiają ogromne pieniądze. Często niewspółmierne do możliwości klubów. To są ogromne kominy, wielomilionowe kwoty. Żużel to jednak nie piłka nożna. Trzeba patrzeć dookoła, kto taką ochotę wyraża do zmiany barw. Zmarzlik odszedł nie dlatego, że przestał lubić Gorzów albo dlatego, że zakochał się w Lublinie czy w tamtejszym stadionie. Pokazały się tam takie pieniądze, których nie otrzymałby tutaj. Rozumiemy człowieka, bo to są pieniądze. Jednak nie zawsze to one są najlepszą motywacją do zmiany barw klubowych.
Czytaj również:
Ukrainiec przez wojnę stracił sezon. Wojsko zabroniło mu wyjazdu z kraju
O odejściu Doyle'a dowiedział się z SMS-a