Zawodnik nie zraził się straconym rokiem i gdy w końcu dostał zgodę na wyjazd z Ukrainy, natychmiast stawił się w Poznaniu, gdzie przez ostatnie dni starał się nadrobić stracony czas. Choć żużlowiec nie wystąpił w tym roku w żadnych oficjalnych zawodach, a przez wojnę w Ukrainie nie mógł nawet trenować na motocyklu, to wciąż marzy o wielkiej karierze.
Aleksandr Łoktajew nie mógł zjawić się wcześniej w Polsce, bo jest w wieku poborowym, a zgody na jego wyjazd z kraju nie wydała lokalna jednostka wojskowa. Żużlowiec od marca walczył o pozwolenie i dostarczał wszystkie niezbędne dokumenty, ale ostatecznie nawet na chwilę nie mógł pojawić się w naszym kraju. Pretekstem do wyjazdu nie okazał się nawet udział reprezentacji Ukrainy w drużynowych mistrzostwach świata. W szybkim załatwieniu pozwolenia na wyjazd na pewno nie pomógł też fakt, że ojciec zawodnika jest Rosjaninem, a on sam wcześniej reprezentował barwy Rosji na arenie międzynarodowej.
Najgorsze momenty wojny, 28-latek spędził jednak ukryty w schronie w Czerwonogradzie, zaledwie 30 kilometrów od granicy z Polską. Przez cały czas wierzył, że wkrótce będzie mógł wrócić do jazdy na żużlu w naszej lidze.
- Ostatecznie wszystko udało się załatwić dopiero teraz i Aleksandr dostał zgodę na miesięczny pobyt w Polsce. Gdy tylko pojawiła się taka możliwość, przyjechał na treningi do Poznania i robił wszystko, by sprawdzić sprzęt pod kątem kolejnego sezonu. Jeśli nic niespodziewanego się nie wydarzy, to w przyszłym roku powinien bez problemu wziąć udział we wszystkich meczach. Zimę spędzi jednak w Ukrainie, a następnym razem do Polski przyjedzie na kilka dni w grudniu - mówi menedżer zawodnika, Radosław Szwoch.
ZOBACZ Waldemar Górski: Spadliśmy z hukiem i trzeba budować wszystko od nowa
Choć żużlowiec od ponad roku nie siedział na motocykl, to treningi wypadły nadspodziewanie dobrze. Trochę nerwowości było jedynie na pierwszych zajęciach, ale kolejne dwa treningi były już znakomite. Zawodnik udowodnił, że znów może być czołowym jeźdźcem rozgrywek.
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że wypadnie aż tak dobrze. Jeździł agresywnie i w ogóle nie było widać, że miał aż tak długą przerwę od jazdy. Okazuje się, że tego się nie zapomina, dlatego tym bardziej liczę, że zostanie z nami na kolejny sezon - komentuje trener PSŻ, Tomasz Bajerski.
Przynależność klubowa Ukraińca nie jest jednak przesądzona, bo do walki o jego kontrakt włączyli się także działacze H.Skrzydlewska Orła Łódź. W obu tych klubach żużlowiec musi liczyć się z koniecznością walki o skład. Po tegorocznych problemach z dotarciem do Polski żaden klub nie zdecyduje się na zapewnienie mu miejsca w podstawowym składzie.
Mateusz Puka, WP Sportowefakty
Czytaj więcej:
Ma pomysł jak zostać królem giełdy transferowej
Artiom Łaguta uderza w Canal+