Stolica ojczyzny Vaclava Havla czy Martiny Navratilovej to zdecydowanie jedna z jego najbardziej ulubionych lokalizacji w kalendarzu Grand Prix. W aż 8 z 12 turniejów w Czechach, w jakich brał udział, meldował się finale wieczoru, z czego triumfował 3 razy (2013-2015). Tai Woffinden upodobał sobie Stadion Marketa, który przez ćwierć wieku obecności w światowym cyklu dał się jednak poznać jako ten, w którym porywające wyścigi to rzadkość.
Kto więc jak nie Brytyjczyk miałby być tym, który rozpali publiczność zasiadającą na trybunach obiektu zlokalizowanego w największej dzielnicy Pragi? W 2018 roku, w którym sięgnął po złoty medal IMŚ, do jazdy w czwartej serii zawodów przystępował jako niepokonany zawodnik. Co ciekawe, pod taśmą ustawił się jeszcze jeden, który miał w dorobku komplet.
Był to Maciej Janowski, a stawkę uzupełniali Artiom Łaguta i Przemysław Pawlicki, którzy mieli po 4 punkty. Rosjanin najlepiej wystartował i szybko wyjechał na czoło stawki. Jego rywalizacja w tym biegu przestała już tak naprawdę dotyczyć. Za nim za to działy się rzeczy wielkie. Tym bardziej wiedząc, gdzie odbywają się zawody, bo też - jak już zostało wspomniane - Marketa raczej rzadko raczy kibiców widowiskami.
Nieźle rozpoczął ściganie w tej gonitwie Janowski, lecz na początku drugiego okrążenia wyprzedził go napędzony przy bandzie Pawlicki. Tuż za nim był już Woffinden konsekwentnie budujący prędkość po zewnętrznej. Brytyjczyk w trzecie kółko też wjeżdżał już przed kolegą klubowym z Wrocławia. Ciągle jednak było mu mało. Pawlicki uciekał, bronił się, jednak rywal był niezmordowany i w końcowym fragmencie wyścigu wykonał fenomenalną akcję.
Zobacz, jak Woffinden wyprzedzał w Pradze w 2018 roku:
CZYTAJ WIĘCEJ:
Co za przejazd Hancocka pod bandą! Trudno było wcisnąć tam szpilkę
Przedpełski zaskoczył Zmarzlika. Torunianie dzięki temu mieli w finale dużą przewagę
ZOBACZ Darcy Ward szczerze o porównaniach z Bartoszem Zmarzlikiem. "Od 2016 roku walczylibyśmy o tytuły"