[tag=40952]
[/tag]Bradley Wilson-Dean był dużą nadzieją nowozelandzkiego żużla. Z powodzeniem ścigał się na Wyspach Brytyjskich, lecz w ostatnim czasie próżno go szukać na tamtejszych torach. Spowodowane jest to między innymi problemami zdrowotnymi oraz przepisami, które skutecznie go zablokowały.
Zawodnik w mediach społecznościowych poinformował o swojej sytuacji. Cofnął się przy tym aż o pięć lat, by kibice w pełni wiedzieli, co się z nim działo.
"W 2019 roku podpisałem kontrakt w 2. lidze brytyjskiej w Workington Comets. Rok później rozgrywek nie było, co spowodowane było COVID-em. W 2021 roku wróciłem do Wielkiej Brytanii w połowie sezonu. Brałem udział w eliminacjach do Grand Prix, ale miałem wypadek. Złamałem rękę, straciłem kilka zębów i zaliczyłem chyba najgorszy wstrząs mózgu, jaki kiedykolwiek miałem. Prowadziłem rozmowy z dwoma zespołami, byłem gotowy do podpisania kontraktu, ale tak się nie stało. W efekcie sezon przegapiłem" - czytamy na profilu Wilsona-Deana.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Dudek, Holder i Ferdinand gośćmi Musiała
W ubiegłym roku Nowozelandczyk znów podpisał kontrakt w Wielkiej Brytanii. Został reprezentantem Newcastle Diamonds, ale jego przygoda z tym zespołem długo nie trwała. Wilson-Dean pojechał bardzo słabe mecze, a na domiar złego doznał urazu obojczyka. Jakby tego było mało, klub zbankrutował i wycofał się z ligi, co zamknęło żużlowcowi drzwi do ligi brytyjskiej.
"Ponieważ nie jeździłem w drugiej lidze w 2019 i 2021 roku, Speedway Control Bureau podniosło moją średnią początkową z 6,5 do 8,75. Fakt, że miałem tak wysoką średnią oraz nie ścigałem się regularnie przez trzy lata oznacza, że nie znajdę pracy w brytyjskim żużlu. To zrozumiałe, że żaden menadżer nie da mi szansy, skoro moja średnia jest większa, niż realna wartość" - napisał żużlowiec.
Zawodnik nie ukrywa, że ściga się na żużlu z czystej przyjemności, którą czerpie z rywalizacji, a polityka, ma tu na myśli głównie regulaminy i podejście działaczy, skutecznie wyssała z niego przyjemność do speedwaya na Wyspach. To one uniemożliwiają obcokrajowcom złapać angaż w SGB Championship.
"Kiedy kluby żużlowe mówią, że desperacko szukają zawodników, bo nikt nie chce jeździć w Wielkiej Brytanii, to nie zawsze tak jest, że my nie chcemy tam jeździć. Po prostu podwyższa się średnie dla zagranicznych zawodników za każdy rok, w którym tam nie startujemy" - dodał.
W efekcie, kiedy nie oglądamy go na torach żużlowych, to były zawodnik m.in. Zdunek Wybrzeża Gdańsk i Kolejarza Rawicz realizuje się w innych sprawach.
"Skupiam się na byciu jak najlepszym tatą, jakim mogę być, a także na rozwijaniu biznesu, który założyłem pod koniec ubiegłego roku" - przyznał.
29-latek na razie nie myśli o tym, by zakończyć swoją sportową karierę. Tym bardziej że czekają go nowe wyzwania. Będzie ścigał się w zawodach grasstracka, czyli trawiastej odmianie ścigania w lewo. Chce tam czynić stałe postępy, które pozwolą mu wkrótce powalczyć o awans do Grand Prix w longtracku, czyli w wyścigach na długich torach.
Czytaj także:
Jako nastolatkowie stawali na podium IMŚ. Nie każdemu udało się zrobić karierę
Tyle mu wystarczyło, by przekonać do siebie mistrza Polski