Po bandzie: Żużel? Każdy ma swoją wykładnię [FELIETON]

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta przed Bartoszem Zmarzlikiem
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta przed Bartoszem Zmarzlikiem
zdjęcie autora artykułu

- Zapewniam Was, że już za moment znów się będziemy kłócić. Bo taką gwarancję daje żużel. Co prawda mądre głowy od dawna próbują stworzyć tzw. wykładnię, jednak nie dadzą rady - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Jakiś czas temu napisałem, że potępiony na wieki będzie prezes, który kiedykolwiek zaproponuje robotę Grigorijowi Łagucie. Dlatego nie dowierzałem, gdy przeczytałem o niecnym planie, by dołączył on do Wilków Krosno. Bo żużel, owszem, jest niezwykle ważny, niemniej są w życiu rzeczy ważniejsze.

Krośnianie już pokazali, że są niezwykle zdeterminowani, z premedytacją osłabiając najgroźniejszych rywali w walce o utrzymanie. Choć dopiero czas pokaże, kogo osłabili – GKM Grudziądz czy może siebie... Prezes Leśniak wspomniał też odważnie w mediach, że gdyby tylko zapadła taka decyzja, to i na sprowadzenie Chrisa Holdera znalazłyby się argumenty. W klubie uznano jednak, że sportowo Vaclav Milik się na jego tle broni.

ZOBACZ WIDEO Maksym Drabik: Ja wolę milczeć. Zobacz całą rozmowę z zawodnikiem Włókniarza!

W ogóle trudno oprzeć się wrażeniu, że choć do sportu ma wrócić ledwie trzech zawodników o rosyjskich korzeniach: Artiom Łaguta, Emil Sajfutdinow i Wadim Tarasienko, to do spółki zajmują oni najwięcej miejsca w branżowych mediach, skupiając na sobie największą uwagę. Na dwóch pierwszych kamery czekały nawet po wyjściu z egzaminu teoretycznego na tzw. licencję "ż". Obaj nie byli jednak chętni do rozmówki na żywo. Czemu specjalnie się nie dziwię, bo media ich w ostatnim czasie nie rozpieszczały. Za dobre słówko medalu nie przypną, za nieroztropne złapią od razu i nie puszczą. Bo jak to w naszym życiu bywa, niemal zawsze są dwa zwalczające się obozy, toczące wojny plemienne. Tak jest z mediami i tak jest z całym społeczeństwem. Manipulacje wypowiedziami, przycinanie, dorabianie tła, dobieranie zdjęć archiwalnych pod tezę - lubimy się tym bawić.

A zapewniam Was, że już za moment znów się będziemy kłócić. Bo taką gwarancję po prostu daje żużel. Co prawda mądre głowy od dawna próbują stworzyć tzw. wykładnię, jednak nie dadzą rady. Bo przy okazji sytuacji torowych każdy ma swoją wykładnię. Bliższą swojemu sercu. Już w zeszłym roku ktoś wspominał o zaleceniu, by co do zasady wykluczać tych, co atakują z krawężnika. Bo najczęściej oni są winni bałaganu. Większego absurdu nie słyszałem, to przecież żużel. W żużlu natomiast chodzi o to, by się wyprzedzać, nie zaś, by wyprzedzanie dopisać do listy zakazów.

Pamiętam sytuację sprzed roku, gdy w niezwykle ważnym finale eWinner 1. Ligi pomiędzy Falubazem i Wilkami pod Maksyma Borowiaka wszedł Tobiasz Musielak. Ostro, lecz w granicach rozsądku. Szybki, jednak nie dość jeszcze pewny na motocyklu Borowiak stracił panowanie nad sytuacją i się obalił, a sędzia dopatrzył się faulu Musielaka. Według mnie niesłusznie. I tu dochodzimy do sedna - otóż czy zawodnik musi brać pod uwagę, kogo atakuje? Czy pod Zmarzlika można wchodzić w bardziej radykalny sposób, bo z motocykla nie spadnie, a pod juniora delikatniej? Trudno chyba klasyfikować w ten sposób i zawodników i akcje zaczepne, zwłaszcza w najlepszej lidze świata. No ale dyskutować będziemy zawsze. ZAWSZE. W końcu każdy widzi żużel po swojemu.

A w obliczu kryzysu, który niewątpliwie dotyka cykl Grand Prix, liga pozostaje ostatnim bastionem generującym wielkie emocje. O wyższości PGE Ekstraligi nad Indywidualnymi Mistrzostwami Świata można rozprawiać długo. Bo w tych pierwszych rozgrywkach jeżdżą Łaguta i Sajfudtinow, a w tych drugich nie. Bo w tych pierwszych mamy Kołodzieja, Kuberę czy Worynę, a w tych drugich Nilssona. Bo w naszej lidze mamy tory do walki, za to w Grand Prix nieciekawe sztuczne twory, Teterow oraz Pragę. Przy czym Praga, ze względu na walory miasta i bliskość Polski, winna mieć dożywotnie miejsce w cyklu, bez względu na właściwości areny walki.

Albo z Grand Prix coś jest nie tak, albo jednak z nami. No bo z jednej strony narzekamy, że fluktuacja kadr jest tam śladowa. Że w tym roku zobaczymy aż czternastu zawodników, którzy tworzyli też Grand Prix w zeszłorocznej edycji i tylko jedną nową twarz. A z drugiej strony - ta jedna nowa twarz, Kima Nilssona, też nam się średnio podoba i jakoś niespecjalnie pasuje do elity…

Wojciech Koerber

Zobacz także:Reino Viidas: Sportowiec sowiecki nie startował, dopiero jak nie miał obu nóg  - Kim Viidas: Klasyczny żużel jest nudny! 

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (1)
avatar
Tomek z Bamy
16.03.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czesc Wojtek. Jedziesz z Czekanskim na pierwszy trening do Leszna zobaczyc jak jezdzi Don Bartolo? Chyba Baron(najwiekszy talent po Zenonie Plechu jak twierdzi Rudy), wypusci go na tor z Koldim Czytaj całość