Żużel. Toruńska legenda. Wypadek zdarzył się, gdy był na szczycie

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Per Jonsson
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Per Jonsson

Per Jonsson to jeden z najlepszych szwedzkich żużlowców. Gdy był na szczycie, miał groźny upadek w derbowym meczu Apatora Toruń. Był to moment, który zakończył jego karierę. Szwed obchodzi właśnie 57. urodziny. Ponad połowę życia spędził na wózku.

Derbowe mecze pomiędzy Polonią Bydgoszcz i Apatorem Toruń od zawsze elektryzowały kibiców z tych dwóch miast. Nie jest tajemnicą, że ich mieszkańcy nie szczędzą sobie złośliwości, a sportowe rozgrywki są jednym ze sposobów na to, by pokazać sąsiadom miejsce w szeregu. Derby z 26 czerwca 1994 roku wspominane są do dziś. Niestety głównie z powodu tragicznego wydarzenia.

Dramat wielkiego mistrza

Wówczas w Bydgoszczy panowały upalne warunki. Zawodnicy obu ekip jechali niezwykle walecznie i robili wszystko, by pokonać przeciwnika. W dwunastym wyścigu na torze pojawili się Per Jonsson, Krzysztof Kuczwalski (Apator) oraz Zdzisław Rutecki i Waldemar Cieślewicz (Polonia). Jonsson startował z czwartego pola. Spóźnił start i z całą trójką rywali równo wszedł w pierwszy wiraż.

Niestety, zabrakło dla niego miejsca przy bandzie. Wpadł w nią, a na domiar złego, został uderzony i przygnieciony motocyklem rywala. Wtedy nie było jeszcze dmuchanych band. Jonsson nie podnosił się z toru, nie mógł się ruszać. Cały stadion zamarł. Nikt nie wiedział, co stało się wielkiemu mistrzowi.

- Pamiętam wszystko bardzo dobre. Ze szczegółami. To najdramatyczniejsze żużlowe wydarzenie, w którym, co prawda w sposób pośredni, brałem udział. Absolutnie nie wydawało się, że ten wypadek będzie miał tak opłakane skutki. Wszyscy czekali, że za chwilę Per Jonsson wstanie o własnych siłach i wystartuje w powtórce - wspominał Jacek Gajewski, który wtedy pomagał w Apatorze jako tłumacz.

Diagnoza niczym wyrok

Jonsson został przewieziony do szpitala w Bydgoszczy, gdzie wykonano operację połamanego kręgosłupa. Wszyscy liczyli na to, że Szwedowi nic poważnego się nie stało. Nadzieje kibiców okazały się jednak płonne. Diagnoza lekarzy brzmiała niczym wyrok. Czwarty i piąty krąg szyjny kręgosłupa były zmiażdżone. Jonsson stracił władzę w nogach. Miał zaledwie 28 lat.

Zresztą sam żużlowiec doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji. Gajewski dodawał, że od razu przekazał mu, że stracił czucie w nogach. Jonsson nie stracił przytomności, był świadom tego, co się wydarzyło. - Pierwszą prośbą Pera po operacji było to, żebym złapał jego stopy. Kiedy to zrobiłem, a on nic nie czuł, powiedział tylko, że jest faktycznie źle - wspominał Gajewski.

Jonsson rozpoczął długą i żmudną rehabilitację. Na początku w żaden sposób nie akceptował tego, że jest kaleką. Nie przyjmował do wiadomości tego, że resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Wszystko przez to, że odłamki złamanego kręgu poprzecinały rdzeń kręgowy. Z biegiem czasu zaakceptował to, co zgotował mu los. Z Gajewskim przyjaźni się do dziś.

Wypadek i problemy zdrowotne nie były końcem dramatu. Jonsson musiał zmierzyć się jeszcze z samobójstwem ojca, który stawał na głowie, żeby wrócić mu sprawność po wypadku. Na domiar złego stracił oszczędności powierzone firmie deweloperskiej.

Legenda Apatora

Per Jonsson został legendą Apatora Toruń. Ulica prowadząca do Motoareny nazwana jest właśnie jego imieniem. W toruńskim klubie spędził cztery sezony i był absolutnym liderem. W 37 meczach pojechał 195 wyścigów i wygrał 130 z nich. 39 razy był drugi, 13 razy dojeżdżał do mety na trzecim miejscu, a tylko dwukrotnie był ostatni. Do tego doliczyć należy pięć defektów i sześć wykluczeń. Bilans to 481 punktów i 14 bonusów, a średnia 2,538 pkt na bieg.

Do Torunia trafił jako mistrz świata. W 1990 roku na torze w Bradford nie miał sobie równych. "Długi Per" - nazwany tak ze względu na swój wzrost - spełnił swoje dziecięce marzenie. Został złotym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Świata. Przełamał hegemonię duńskich żużlowców.

Jonssona kibice uwielbiali. Głównie ze względu na widowiskowy styl jazdy. Był wybornym technikiem, na torze miał oczy dookoła głowy, rywali, dzięki starannie zaplanowanym atakom, mijał jak tyczki. Potrafił przewidzieć dosłownie wszystko. - Lubiłem szczególnie atakować na czwartym okrążeniu, a przez trzy pierwsze starałem sobie przygotować dobrą pozycję - mówił w rozmowie z "Gazetą Pomorską.

Czytaj także:
Dosypali 120 ton nawierzchni i mają problem. Czekają na poprawę warunków
Śpiewający powrót Nickiego Pedersena. "Wszystko poszło idealnie"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty