Harald Simon od lat był jednym z najlepszych europejskich zawodników na lodowych torach. Z reprezentacją Austrii sięgnął po osiem tytułów wicemistrza świata w drużynie (2001, 2008, 2009, 2011, 2012, 2013 i 2015), a indywidualnie w 2012 roku został wicemistrzem Europy, zaś w latach 2010, 2013, 2016 zdobywał brązowe medale.
Po dyskwalifikacji Rosjan, w światowej hierarchii zaliczył spory awans. Było to widać na torze, bo w ubiegłym sezonie lodowym (2021/22) sięgnął po długo wyczekiwane mistrzostwo Europy.
W tym roku znów był na podium, ale w Sanoku odebrał brązowy krążek. Przegrał ze swoim rodakiem Franzem Zornem i Niemcem z włoską licencją, Lucą Bauerem.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Glazik, Sajfutdinow i Fajfer gośćmi Musiała
Ten sam stopień podium przypadł mu w mistrzostwach świata, gdzie uległ nie tylko Zornowi (2. miejsce), ale i Martinowi Haarahiltunenowi. Kiedy wydawało się, że 55-latek za rok znów stanie do batalii o najwyższe cele... - To był mój ostatni wyścig. Na razie na 99 procent - powiedział na łamach niemieckiego magazynu speedweek.
Austriak przyznał, że mocno odczuwa skutki wielu upadków. - Motywacja nie jest problemem, ale ból już tak. To były fajne zawody (finały IMŚ - dop. red.), brązowy medal to miłe pożegnanie. Ale teraz wracam do domu i znów będę przez tydzień cierpiał - dodał.
Start w niemieckim Inzell wiązał się dla Simona z wyzwaniem nie tylko sportowym, ale i zdrowotnym. Dziennikarz magazynu opisuje, że Simon potrzebował stworzyć sobie ku temu warunki - odpowiednią kurację, zażycia całej masy tabletek i masaży.
Pytany, czemu koniec kariery ogłasza na 99 procent, odpowiedział, że warto sobie zostawić furtkę.
Czytaj także:
Marzy mu się Grand Prix w rodzinnym miasteczku
Paweł Staszek z propozycją od uczestnika Grand Prix